Brytyjski rząd ma je teraz przekazać Mauritiusowi. Bo to Mauritius przez 150 lat w epoce kolonialnej nimi administrował (mimo odległości 2 tys. km), ale kiedy sam uzyskał niepodległość w 1968 r., Czagos zostało z tej całości wyodrębnione. Brytyjczycy siłą usunęli stamtąd całą ludność, blisko 2 tys. rdzennych mieszkańców, by przygotować grunt pod bazę USA. Szczególnie się przydała podczas amerykańskich wojen po 11 września 2001 r.
Rozproszeni Czagosianie przez lata walczyli o powrót do ojczyzny i rozpowiadali o swoich krzywdach; od dłuższego czasu występował też o odzyskanie tych wysp Mauritius – pod zgrabnym hasłem, że to „ostatnia kolonia na świecie”. Uzyskał korzystną dla siebie opinię Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości oraz rezolucję ONZ gorąco popartą przez kraje afrykańskie.
Najtrudniejsza część negocjacji dotyczyła, rzecz jasna, bazy. Ustalono, że ma pozostać w brytyjskich rękach i będzie użyczana USA przez 99 lat. Co prezydent Joe Biden skwitował jako „moment historyczny i dowód na siłę dyplomacji”. Ale też ta kwestia budzi najwięcej obaw. Mauritius jest silnie związany z Chinami i ich inwestycjami. A Pekin – wiadomo – rozgląda się, gdzie zdobyć nowe przyczółki w globalnej konfrontacji. Umowa umową, ale ile są warte dzisiejsze deklaracje, kiedy w grę wchodzi strategia bezpieczeństwa? Pojawił się też wątek brytyjskich terytoriów zamorskich: Gibraltaru (konflikt z Hiszpanią) i Falklandów – Malwinów (do których rości pretensje Argentyna). „Brytyjskie zwierzchnictwo tam nie podlega dyskusji” – skomentował krótko rzecznik premiera Keira Starmera.