Uznawana za terrorystyczną m.in. przez Unię Europejską i USA organizacja odpowiedziała w ten sposób na apel o pokój Abdullaha Öcalana, swojego założyciela, który od 25 lat przebywa w tureckim więzieniu. W liście przesłanym do zwolenników pisze on o „historycznej odpowiedzialności”, jaka spoczywa na PKK w sytuacji, gdy zbrojna walka – jego zdaniem – przestała mieć sens. PKK od kilku lat jest w defensywie. Ok. 5 tys. aktywnych bojowników ukrywa się w irackich górach przy granicy z Turcją. Zepchnęły ich tam tureckie drony, które zupełnie odmieniły zasady tej partyzanckiej wojny.
Sytuacja samego Öcalana nie jest jasna. Już kilkakrotnie z więzienia apelował do towarzyszy o złożenie broni. I wszystkie te apele były poprzedzone negocjacjami z tureckimi władzami (co zapewne oznaczało też tortury). Turcja uważa odsiadującego dożywocie Öcalana za winowajcę konfliktu wewnętrznego, który od 1978 r. pochłonął już 40 tys. ofiar po obu stronach. Ostatnia próba porozumienia w sprawie statusu prawie 20-milionowej mniejszości kurdyjskiej, od lat prześladowanej w 86-milionowej Turcji, skończyła się fiaskiem w 2015 r. Wtedy prokurdyjska partia HDP osiągnęła najwyższy w historii wynik wyborczy i sprzeciwiła się przedłużeniu władzy prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana. W następnych latach dziesiątki tysięcy Kurdów trafiło do więzień z powodów politycznych, usunięto też z urzędów prawie 150 demokratycznie wybranych kurdyjskich burmistrzów, a lider HDP Selahattin Demirtaş od 2016 r. przebywa w więzieniu.
Dziś Erdoğan znów potrzebuje Kurdów – wewnętrznie i zewnętrznie. Obecna, ostatnia kadencja prezydenta kończy się w 2028 r., a do zmiany konstytucji, która prolongowałaby jego władzę, potrzebne są kurdyjskie głosy w parlamencie. Równie ważny jest kontekst syryjski.