Ulicą pod prąd
Serbscy studenci na ulicach. Mają szanse? Jest sfera, która się władzy wymyka spod kontroli
Mirjana Oberknežev spogląda przez okno na szeroki Bulwar Wyzwolenia w Nowym Sadzie. – Gdyby to ode mnie zależało, nie miałabym dla nich litości. Ta władza jest gorsza od Miloševicia.
75-letnia Oberknežev ma prawo do takich porównań. Jej życie splotło się z historią Serbii. W latach 80. mąż Mirjany opracował przełomową metodę odwilgacania grubych murów. Opatentowali ją. Kilkanaście lat później byli bliscy zdobycia nagrody – oraz zagranicznych kontraktów – na prestiżowej wystawie w Paryżu. Ale w ostatniej chwili jury zmieniło decyzję. Był marzec 1999 r., NATO szykowało się do nalotów na Jugosławię. Grand Prix nie mogło trafić do Serbii.
Dzisiaj, z okna swojego biura, Oberknežev też śledzi historię. Gdy patrzy w lewo, widzi dworzec kolejowy, na którym w listopadzie w katastrofie budowlanej zginęło 14 osób (dwie kolejne zmarły później). A po prawej – skrzyżowanie, którym wkrótce przejdzie kilkudziesięciotysięczna manifestacja studentów i mieszkańców.
Zawalenie się dworcowego zadaszenia, które podczas wcześniejszego remontu dociążono stalową konstrukcją, wywołało największe od 25 lat w Serbii protesty przeciw władzy. – Każdy z nas mógł tam wtedy być. Każdy mógł zginąć – mówi Oberknežev. – Nic dziwnego, że studenci mówią, że są apolityczni. Nie ma przecież bardziej apolitycznego miejsca niż dworzec kolejowy.
Odkąd zaczęli okupację wydziałów uczelni w całym kraju, to właśnie studenci stoją na czele protestu. Teraz cieszą się już największym zaufaniem społecznym Serbów. Opór władzy uosabianej przez Aleksandra Vučicia – od 2014 r. premiera, a od 2017 prezydenta kraju – stawiają ci, którzy mieli po osiem, dziewięć lat, gdy zaczynał rządzić.
Siedziba Wydziału Sztuk Dramatycznych to niski i kruszejący już pawilon w Nowym Belgradzie, serbskim odpowiedniku Nowej Huty.