Po doliczeniu głosów oddanych za granicą sprawdziły się przewidywania – skrajnie prawicowa partia Chega (Dosyć!) stała się po przyspieszonych wyborach drugą siłą w portugalskim parlamencie. Wysunęła się przed socjalistów, którzy jeszcze niedawno, rządząc osiem lat, mieli większość absolutną, i rozbiła obowiązujący od półwiecza, od rewolucji goździków, układ naprzemiennych rządów socjalistów i centroprawicy.
Antysystemowa Chega powstała sześć lata temu i zaczynała od jednego posła; teraz ma ich 60. Firmuje ją wygadany 42-letni André Ventura, prawnik, były seminarzysta i popularny komentator sportowy. Jego partia dobrze się lokuje w nowym ultraprawicowym europejskim pejzażu. Eksploatuje strach przed imigrantami, zmęczenie klasą polityczną (gdzie afera goniła aferę) i zapalne tematy: dotkliwy kryzys mieszkaniowy i słabość opieki zdrowotnej.
Elementem wyróżniającym Chegę na tle innych ultraprawic jest umiarkowana retoryka antyunijna, dyskurs antyromski i zapożyczone od Antónia Salazara hasło „Bóg, honor i rodzina”, odwołujące się do nostalgii za dyktaturą. To pewien fenomen, bo wydawało się, że tamta epoka w Portugalii dawno odeszła do historii. Partia Ventury jest silna w mediach społecznościowych i szczególnie popularna wśród młodych (55 proc. 18–35-latków sondowanych przez lizboński Uniwersytet Katolicki przymierza się do opuszczenia kraju). Co czwarty z tej grupy wiekowej mieszka już za granicą; co czyni Portugalię krajem o największej emigracji w Europie.
Były to już trzecie w ciągu trzech lat wybory parlamentarne. Premierem pozostał Luís Montenegro. Jego centroprawicowy Sojusz Demokratyczny, zdobywając teraz 91 mandatów, lekko umocnił notowania, ale daleko mu do samodzielnej większości 116 głosów, będzie ją musiał ad hoc organizować, co nie zapowiada stabilnych rządów.