Od wielu tygodniu młodzi Nepalczycy, występujący jako pokolenie Z, zwoływali się pod hasztagiem #NepoKids w sprawie korupcji polityków, a konkretnie chodziło o ich świetnie sytuowanych rówieśników, dzieci partyjnych bonzów – zamieszczane tam filmiki pokazywały ich rozpasaną konsumpcję i przywileje. 30-milionowy Nepal jest bardzo młody (średnia wieku 25 lat) i biedny: 40 proc. ludności żyje poniżej progu ubóstwa. Codziennie, w poszukiwaniu lepszego losu, wyjeżdża za granicę 2 tys. osób (ale i ta sfera życia – wizy i pozwolenia – przeżarta jest korupcją), jest już ich dobre 4 mln, w tym żołnierze, najlepszy produkt eksportowy. Przelewy do rodzin w kraju to jedna czwarta PKB.
Z kolei klasa polityczna zużyła się i jest szczególnie cyniczna i zdeprawowana. Od 2008 r., kiedy obalono monarchię, było już 14 rządów, ostatni premier, szef partii komunistycznej K.J. Sharma Oli, rządził już wcześniej cztery razy, a teraz dogadał się z narodowcem, wczorajszym wrogiem. Dochodziło do przedziwnych aliansów i zwrotów, afera goniła aferę. Wreszcie młodzi zwołali się na manifestację, trochę wzorem Sri Lanki, Bangladeszu i Indonezji. Licealiści i studenci wyszli w mundurkach, było wesoło i pokojowo, ale akurat władze zablokowały dostęp do 26 mediów społecznościowych i komunikatorów, Facebooka, X, WhatsAppa i Instagrama (bo zbojkotowały obowiązek wyznaczenia lokalnego przedstawiciela i osoby odpowiedzialnej za moderację treści), więc pojawił się nowy powód protestu. Posunięcie to odebrano jako zamach na wolność i zemstę na mediach za krytykę władz. Gniew budził też prozaiczny skutek w postaci odcięcia kontaktów z diasporą.
Kiedy manifestanci okrążyli parlament i przełamali barierki, doszło do gwałtownych starć z policją, która użyła ostrej amunicji. W ciągu kilkunastu godzin zginęły 72 osoby, a ponad 1,5 tys.