Wybory parlamentarne w Mołdawii wygrała Partia Działania i Solidarności (PAS). Zachowa samodzielną większość. Państwem nadal będzie więc kierować proeuropejska prezydentka Maia Sandu, faktycznie stojąca na czele zwycięskiego ugrupowania.
Sondaże nie dawały PAS tak przekonującej przewagi. Skazywały ją na trudną koalicję lub los rządu mniejszościowego. To miał być najniższy wymiar kary za minione czterolecie. Zamiast realizacji obietnicy o znacznej poprawie warunków życia przyszła drożyzna, na co wpływ miała m.in. wojna w Ukrainie.
Sandu ma doświadczenie w rozstrzyganiu trudnych głosowań. Przed rokiem z minimalnym naddatkiem przeforsowała referendum zapalające zielone światło integracji z Unią. Teraz udało się jej zmobilizować elektorat, przede wszystkim diasporę. Frekwencja była nieco wyższa niż w 2021 r. W kraju zagłosowało 1,32 mln, za granicą 281 tys. i tu 78 proc. wskazań poszło na PAS. Poza Mołdawią utworzono rekordowe 297 komisji, w samych tylko Włoszech było 75 punktów. I choć PAS utraciła kilka mandatów, to w sumie dostała więcej głosów niż cztery lata temu. Swojego wyniku nie powtórzył za to prorosyjski Patriotyczny Blok Wyborczy, główna siła opozycji.
Triumf PAS jest spektakularną przegraną Rosji, która otwarcie stara się wykoleić mołdawską integrację z Zachodem i zainstalować przychylną sobie ekipę na tyłach Ukrainy. Prowadzić ma do tego wygaszenie proeuropejskiego entuzjazmu Mołdawian i budzenie ich nostalgii za czasami radzieckimi. Moskwa nie liczy tu na przypadek. Zalewa sieci społecznościowe dezinformacją, szkoli prawosławnych duchownych, jej emisariusze masowo kupują głosy. W dniu wyborów doszło do ataków na strony internetowe, m.in. mołdawskiej agencji prasowej. Komisje (np. w Alicante, Brukseli, Bukareszcie, Genui i Rzymie) musiały przerwać pracę z powodu fałszywych alarmów bombowych.