Na Zachodzie postrzegany jest jako umiarkowany liberał i lepsza twarz Rosji. Ale może właśnie dlatego wybór padł właśnie na Miedwiediewa. Z jego pomocą łatwiej będzie ocieplić wizerunek Rosji na Zachodzie, a rządzić będzie i tak Putin. Fot. Anatoli Zhdanov / BEW / UPI
O wynik głosowania, które wyznaczono na 2 marca 2008 r., można być już spokojnym. Wyboru osobiście dokonał Władimir Putin i reszta jest formalnością. Co najwyżej będziemy się emocjonować, jaki odsetek głosów dostanie putinowski carewicz i o ile przekroczy 50 proc. A Rosją i tak będzie rządził Putin, któremu już dzień po własnej nominacji przyszły prezydent zaproponował stanowisko premiera. Może nim być choćby dożywotnio.
Parafrazując słynne pytanie, które padło, gdy Putin obejmował władzę, również dziś można by zapytać: Who is Mr. Miedwiediew? Tyle że obecnie sytuacja jest zupełnie inna. I jeśli w przypadku Władimira Władimirowicza można było powiedzieć, że został wyciągnięty przez Jelcyna z politycznego niebytu niczym królik z kapelusza, to o kandydaturze Dmitrija Miedwiediewa nie tylko mówiono od dawna. Wręcz przygotowywano go do nowej roli, poddając kolejnym próbom i sprawdzając, jak będzie się zachowywał oraz jak będzie przyjmowany przez Rosjan, a nawet przez zagranicę.
Tak tłumaczono na przykład ubiegłoroczną, listopadową wizytę w USA Aleksandra Wołoszyna, byłego szefa prezydenckiej administracji, który na spotkaniu w Centrum Carnegie przedstawił Amerykanom dokładny scenariusz przekazania władzy w Rosji. – Putin widziałby na swoim miejscu kogoś pośredniego miedzy Miedwiediewem i Iwanowem, ale ponieważ nie ma u swego boku nikogo takiego, to wybierze tego, kto jest mu najbliższy – mówił wówczas Wołoszyn.