Początkowo wyglądało na to, że różnice między dwoma zwycięskimi partiami będą nie do pokonania. Partia Ludowa Pakistanu, PPP, na której czele stoi mąż zamordowanej Benazir Bhutto, wygrała w niedawnych wyborach, ale ma za mało miejsc w parlamencie, by rządzić samodzielnie. Właśnie jednak drugi wygrany wyborów, Nawaz Sharif, przyjął zaproszenie do utworzenia z nią rządu koalicyjnego. Jak długo przetrwa ta koalicja byłych wrogów i co to znaczy dla prezydenta Musharrafa, zastanawiają się obserwatorzy.
Jak długo będą razem?
Chęć do współpracy obu liderów zaskoczyła wielu w Pakistanie. Partia Sharifa i PPP były przecież zaciekłymi przeciwnikami w latach 90., które upłynęły im na wymyślaniu, jak obalić rząd drugiego. W ostatnich miesiącach połączyła je wspólna wrogość wobec prezydenta Musharrafa i wspólny cel przywrócenia rządów cywilnych w Pakistanie.
Pakistańczycy odbierają decyzję opozycji jako jednoznaczny wyrok na przyszłości prezydenta Perveza Musharrafa. Teraz, kiedy siły antyMusharrafowskie połączyły się, wisi nad nim groźba impeachmentu. Gorzej - opozycja może oskarżyć go o zdradę stanu, która podlega karze śmieci, za to, że wprowadził stan wyjątkowy. Ale czy tak się stanie?
Analitycy sądzą, że szanse Musharrafa na przetrwanie zależą od jego zdolności utrzymania podziałów między rywalami (McCaltchy). Podziały bowiem są wyraźne. Nawaz Sharif chce przywrócenia na stanowisko prezesa Sądu Najwyższego Iftikhara Chaudriego, którego Musharraf usunął w listopadzie zeszłego roku jako przeszkodę dla swojej reelekcji. Jeśli prezes sądu powróci, na pewno zakwestionuje legalność elekcji Musharrafa.