"Klient nr 9" miał specjalne życzenia. Aby możliwe stało się ich spełnienie, zorganizował przelot ekstraprostytutki z Nowego Jorku do Waszyngtonu. W pokoju 871 hotelu Mayflower przeszli do rzeczy. Ale na tym radość się skończyła: „klient nr 9", gubernator Nowego Jorku Eliot Spitzer, musiał niedawno złożyć dymisję ze sprawowanego urzędu.
Seks bez śladów
- Głupio się złożyło - mówi Nadine i podnosi brwi. Zwraca na siebie uwagę: ma ciemnobrązowe włosy i błękitne, kocie oczy. Ta 26-letnia kobieta sprawia wrażenie bardzo delikatnej, ma niewielki biust i nieskazitelną cerę. Chodzi w wysokich kozakach, ubrana jest w dżinsy i czarny sweter z czystej wełny, na nadgarstku nosi bransoletkę z pereł. Na Nadine wszystko jest prawdziwe i samodzielnie zapracowane. Studentka dorabia jako call girl - ale nienawidzi tego określenia. Preferuje słowo „modelka".
- Przypadek Spitzera dla obojga potoczył się nieszczęśliwie, zarówno dla modelki jak i dla gubernatora - uważa Nadine. - Mi w każdym razie zupełnie nie zależałoby na światowej sławie. Dziewczyna ma całkiem inne cele: z możliwie dobrym wynikiem skończyć studia, wyjść za mąż, założyć rodzinę. - Nie postrzegam siebie jako prostytutki. Chętnie umawiam się z mężczyznami, którzy są w stanie mi coś zaproponować i którzy mają coś w głowie. Uwagę, że jej dodatkowa praca obowiązkowo kończy się w łóżku, kwituje wzruszeniem ramion: Czy to coś zdrożnego?
- Zwykła prostytucja jest oddalona o całe światy od ekskluzywnej obsługi towarzyskiej, nawet jeśli ostatecznie chodzi o to samo: o seks za pieniądze - mówi Martin Brent, od czterech lat szef eleganckiej agencji towarzyskiej Brentmodels. Pracują dla niego kobiety w Berlinie, Monachium, Hamburgu, Kolonii, we Frankfurcie, w Düsseldorfie i Lipsku.