Aborygeni z didgeridoo i w przepaskach na biodrach, szefowie koncernów i banków, naukowcy i gwiazdy hollywoodzkie wzięli w miniony weekend udział w dwudniowej burzy mózgów w Canberze, stolicy Australii. Premier Kevin Rudd oczekuje, że pomysły, które powstały podczas szczytu, pomogą ulepszyć Australię. "Dziś otworzyliśmy okna naszej demokracji, by wpuścić trochę świeżego powietrza", powitał zebranych (Reuters).
Przewietrzanie mózgów
Kilka idei zyskało największe poparcie: likwidacja sześciu stanów australijskiej federacji, by usprawnić rządzenie, zagwarantowanie praw Aborygenów w konstytucji, odcięcie się wyspy od monarchii brytyjskiej, sprawiedliwszy system podatkowy, czy szkoły sponsorowane przez korporacje.
Idea traktatu, który miałby zostać zawarty między Aborygenami a pozostałymi Australijczykami zyskała największą popularność wśród pomysłów na sprawiedliwe rozwiązanie kwestii aborygeńskiej. Traktat formalnie uznawałby Aborygenów jako pierwszych mieszkańców Australii. Inne propozycje dotyczyły utworzenia specjalnego funduszu, z którego finansowane byłyby programy dla ludności rdzennej, rezerwacji puli miejsc dla aborygeńskich reprezentantów w parlamencie, i nadzór nad działaniami rządu w sprawach ich dotyczących.
Dyskutowano też nad tym, jak walczyć z suszą, jak wydawać miliardy dolarów nadwyżek pochodzących z boomu eksportowego napędzanego chińskim popytem na surowce, jak utrzymać 3,9-procentowy wzrost gospodarczy nie doprowadzając do inflacji.