Wiosną 1713 r. w Utrechcie podpisano traktat pokojowy pomiędzy Francją a Anglią, Holandią, Prusami, Portugalią i Sabaudią. Kolejne porozumienia podpisywano jeszcze przez dwa lata. Dobiegała kresu długa, niszczycielska wojna, u której źródeł leżała ambicja władcy najsilniejszego wówczas państwa zachodniego, aby zapewnić jednemu ze swych wnuków tron sąsiedniej Hiszpanii.
Pozornie Ludwik XIV dopiął swego: jego wnuk objął ów tron, ale – po pierwsze – była to już Hiszpania pozbawiona części swych posiadłości, po drugie – Filip Burbon jako król hiszpański bynajmniej interesów starej ojczyzny nie brał pod uwagę. To jednak okazało się dopiero za lat kilka. Na razie za zagwarantowanie mu madryckiego tronu Francja zapłaciła utratą na rzecz Anglii części ziem w Ameryce Północnej i monopolu na lukratywny przywóz murzyńskich niewolników do hiszpańskich kolonii. Musiała też ostatecznie zadeklarować uznanie członków protestanckiego domu panującego Hanoweru za prawowitych dziedziców angielskiego tronu.
Ludwik XIV od lat głosił, że to miano przysługuje jego krewnym – Stuartom, odsuniętym w 1688 r. przez poddanych od władzy, i nie tracił nadziei, że z jego finansową i zbrojną pomocą odzyskają tron Anglii, a może i doprowadzą do jej rekatolicyzacji. Gdyby wszystkie ambicje Króla-Słońce się spełniły, Francja, Hiszpania i Anglia rządzone byłyby przez krewniaków; polityczne centrum Starego Świata znajdowałoby się wówczas w Wersalu.
Ale w czasie negocjacji utrechckich było oczywiste, że Wersal nie jest w stanie samodzielnie decydować o losach Europy. Po drugiej stronie kanału La Manche zamiast rządzonego przez katolickich krewnych lojalnego sprzymierzeńca, miała Francja coraz potężniejszego rywala. Na wschodzie tradycyjni przyjaciele Francji – Polska i Szwecja oraz imperium osmańskie – stanęli w obliczu rosnącego zagrożenia w postaci Rosji Piotra I.