Stefan Meller (zmarły na początku tego roku) był tym ministrem, który podał się do dymisji, gdy bracia Kaczyńscy wprowadzili do rządu Samoobronę i Ligę Polskich Rodzin i gdy nie dało się już dłużej udawać, że układ rządzący na miejscu ministra spraw zagranicznych widzi bardziej zaufaną osobę, czyli Annę Fotygę. Przed śmiercią zdążył o tym opowiedzieć Michałowi Komarowi, który przygotował dwa tomy wspomnień: „współpraca z prezydentem układała mi się bardzo dobrze, byłem z niej zadowolony. Jednocześnie widziałem, że obok mnie działy się bardzo zdumiewające rzeczy. W końcu wybuchła bomba – okazało się, że Lepper wchodzi na salony władzy, że powstaje koalicja. I wtedy powiedziałem: Non possumus. Nie ma mowy”.
Pierwszy tom (z podtytułem: „Życie i historia: ku wolności”) jest relacją do 1989 r., gdy Stefan Meller, urodzony w 1942 r. we Francji, przechodził długą i zygzakowatą drogę od dzieciństwa w domu, w którym splatały się tradycje komunistyczne, żydowskie (odkrywane z czasem i nie bez trudu), doświadczenia polityczne i dyplomatyczne ojca, aż do samodzielnego życia dorosłego, naznaczonego bolesnym przeżyciem Marca ’68, mozolną i utrudnianą pracą naukową, ciężką chorobą żony. To jest też opowieść o poszukiwaniu tożsamości ideowej, o nowoczesnym patriotyzmie, o życiowych wyborach i uczeniu się świata, który trzeba było pojąć i opowiedzieć na sposób wcześniej nieznany ani w domu, ani w szkole czy nawet na uniwersytecie.
W tym życiorysie Mellera było wiele wątków i doświadczeń typowych, uniwersalnych dla polskiej inteligencji czasów PRL, tej zwłaszcza, która poszła drogą demokratyczno-opozycyjną, ale było też wiele faktów i przeżyć własnych, osobnych i bardzo nietypowych. To czyniło lekturę tych akurat części wspomnień bardzo interesującą, barwną czy wręcz egzotyczną, a wszystkich, którzy zetknęli się ze Stefanem Mellerem w pracy czy w towarzystwie, stawiało przed lustrem i przed wyzwaniem: jak się odnaleźć w tej melleriadzie i na ile jest ona zgodna z pamiętanymi zdarzeniami i faktami.