Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Trzecia wojna światowa

NATO w Afganistanie

Talibowie nauczyli się, że bezpośrednie walki przeciwko NATO się nie opłacają. Fot. James G. Pinsky (Department of Defense, USA) Talibowie nauczyli się, że bezpośrednie walki przeciwko NATO się nie opłacają. Fot. James G. Pinsky (Department of Defense, USA)
40 państw uwikłało się w Afganistanie w wojnę, której nie da się wygrać. Jeżdżąc z zachodnimi żołnierzami po kraju, dochodzi się do wniosku, że liczebność wojsk NATO trzeba by zwiększyć dziesięciokrotnie, aby choć trochę przybliżyć się do ustanowienia pokoju.

  

W połowie kwietnia, 13 dni przed kolejnym zamachem na swoje życie, Hamid Karzaj, otoczony przez tłum ochroniarzy, przybywa na posiedzenie gabinetu. Ma trochę wiadomości dobrych i wiele złych. Kanadyjczycy domagają się dymisji gubernatora Kandaharu, ONZ brakuje 50 tys. ton żywności, ambasador Kazachstanu obiecuje pieniądze na szpital w Bamianie. W Helmandzie zamachowiec samobójca wysadził się w powietrze, w Kabulu gości minister obrony Norwegii, na południu kraju zaczęły się opiumowe żniwa.

W pałacu prezydenckim rozpoczyna się posiedzenie rządu. Karzaj pojawia się ostatni, jego ministrowie zebrali się już dawno. Przybysze z zewnątrz muszą pokonać cztery punkty kontroli, trzykrotnie przejść przez bramki wykrywające metal, wszystkie torby są obwąchiwane przez psy. Godzinę zajmuje dotarcie do najbardziej wewnętrznego dziedzińca, gdzie znajduje się pałac Karzaja, zwany Gul Chana, ładna willa z ogrodem, otoczona cedrami. Prezydent wkracza na salę, jest godzina dziewiąta, wszyscy siedzący przy konferencyjnym stole się podnoszą, 28 mężczyzn i jedna kobieta. To oni oficjalnie rządzą Afganistanem.

Na początek imam wyśpiewuje długie sury Koranu, potem Karzaj wysłuchuje raportu ministra obrony, który wrócił z Indii. Niewiele pyta, wydaje polecenia. I domaga się niemożliwego. Żąda od ministrów natychmiastowych kroków przeciwko wysokim cenom żywności, rozkazuje ministrowi komunikacji zapewnienie bezpieczeństwa na autostradzie Kabul-Na północy pada, to przynajmniej jest dobra wiadomość. W Afganistanie to czas wojny, a właściwie wojen. Walki toczą się na wielu frontach, 24 godziny na dobę. Gazety, a tych jest teraz w Kabulu dużo, każdego dnia przynoszą chaotyczne wiadomości: o bombach albo o wodzie pitnej, o bożych wojownikach albo cenach zboża, o nalotach NATO albo podręcznikach szkolnych, o porywaczach dzieci, uchodźcach i bandytach.

Reklama