W trakcie podróży do Irlandii 21 lipca Nicolas Sarkozy ma zaproponować premierowi Irlandii Brianowi Cowenowi ponowne przeprowadzenie referendum. Irlandczycy dostaliby tym razem pod ocenę nie sam Traktat Lizboński, który przecież nie może być zmodyfikwany, ale pakiet zawierający oprócz niego również obietnicę zachowania stus quo Komisji Europejskiej. De facto Irlandczycy dostaliby możliwość utrzymania obecnej zasady, że każdy kraj ma w Komisji swojego komisarza.
Chodzi o to, że Traktat Nicejski, obowiazujący nadal, jeśli nie wejdzie w życie Traktat Lizboński, przewiduje zredukowanie liczby komisarzy do 2/3 stanu obecnego już w roku 2009. Traktat Lizboński przewiduje takie samo ogranczenie, ale do roku 2014. Najważniejsze, że w Trakatacie Lizbońskim (a nie w Nicejskim) znajduje się klauzula pozostawiająca w gestii samej Komisji podjęcie ewentualnej decyzji o utrzymaniu 27 komisarzy. Jeśli więc Irlandczycy potwierdzą swoje "nie dla Lizbony", to już za rok liczba komisarzy będzie zrdukowana. Jeśli Traktat Lizboński wejdzie w życie (m.in. dzięki ich zgodzie), to każdy kraj Unii utrzyma w Komisji prawo posiadania własnego komisarza.
Wystarczy chwila namysłu, by zrozumieć, że w razie ponownego irlandzkiego „nie" szanse na to, by Irlandia utrzymała swojego komisarza w zredukowanej Komisji spadają do zera. Trzeba będzie usunąć dziewięciu komisarzy. Dlaczego wśród nich nie miałby znaleźć się irlandzki?
Irlandczycy otrzymać mają też dodatkowe zachęty. Komisja, jeszcze w tym roku, tak aby ponowne referendum irlandzkie mogło odbyć się najpóźniej w czerwcu 2009 roku, ma przedstawić zapewnienie, że: 1) UE nie będzie mieszać się do spraw aborcji, 2) będzie w pełni respektowana neutralność Irlandii, 3) decyzje finansowe będą nadal przyjmowane wyłącznie jednomyślnie.
Propozycja "coś za coś" może zmienić nastawienie Irlandczyków i Traktat Lizboński ujrzy światło dzienne, choć niektórzy już go zdążyli pogrzebać. Takie postawienie sprawy nie wzmocni oczywiście samej Komisji, ale widocznie Sarkozy musi uważać, że gra jest warta świeczki.