Wszyscy są zgodni, że wraz z pięciodniowym blitzkriegiem na Kaukazie i szybką decyzją Warszawy powraca era politycznej konfrontacji Rosji z Zachodem. Wiele gazet niemal już ogłosiło drugą zimną wojnę. Na trwającym właśnie nadzwyczajnym szczycie Bruksela „po raz pierwszy okazała się w miarę zjednoczona", donoszą korespondenci. Użyto wyjątkowo ostrego, jak na Unię, języka dyplomatycznego, a dalsze rozmowy o partnerstwie strategicznym z Rosją uzależniono od wycofania wojsk z Południowej Osetii i Abchazji. Niektórzy ubolewają, że w tych deklaracjach nie ma obietnicy konkretnych sankcji. Inni radzą większą powściągliwość: nie będzie powtórki z historii, bo zimna wojna nie jest dziś możliwa. Polska, jako element tarczy, odegrała ważną historyczną rolę. Umowa z Ameryką rozpoczęła nowy wyścig zbrojeń, a jej reperkusje będą miały zasięg szerszy niż dyplomatyczny, zapowiedziała Rosja, a za nią prasa.
Bye bye Poland
Tarcza to jeden z najnowszych sposobów odbierania sobie życia, komentuje George Monbiot w The Guardian. Polska jest jednym z tych frajerów, którzy polegną w sprawie amerykańskiej polityki zagranicznej. Tylko szkoda, że nie ma za co umierać, bo wbrew panującemu przekonaniu USA nie stoi na straży światowego porządku. Polska podpisuje więc umowę ze Stanami Zjednoczonymi, zgłaszając się na ochotnika do udziału w gwiezdnych wojnach. Odpowiedzią Rosjan, której zresztą Polacy się spodziewali, jest oferta zrobienia z ich kraju placu parkingowego. Jest wreszcie dowód na twierdzenie, że tarcza jest potrzebna - do przechwytywania rosyjskich pocisków, które Rosja wycelowała w Polskę, Czechy i Wielką Brytanię w odpowiedzi na ich udział w systemie służącym do, no właśnie, przechwytywania tych pocisków.