Piękna, młodsza o 28 lat od senatora, jest pierwszą kobietą kandydującą na ten urząd z ramienia GOP, czyli Partii Republikańskiej. Demokraci zdobyli się na to już w 1984 r. wysuwając Geraldine Ferraro, a ostatnio bliscy byli nominacji prezydenckiej dla Hillary Clinton. Republikanie zawsze mieli kłopoty z kobietami, uchodząc za partię starej, patriarchalnej Ameryki.
Kandydatura Palin świetnie zaprzecza temu stereotypowi: patrzcie, jesteśmy młodzi, sexy, a nie nudni, zapięci pod szyję, prosto z kościoła albo męskiego country clubu. Pani gubernator już w pierwszym przemówieniu bez wstydu komplementowała 18 mln wyborców Hillary, z których wielu głosowało na nią z powodu jej płci. Ale ich akurat kandydatura wybranki McCaina raczej odpycha.
Ideologicznie bowiem Palin plasuje się znacznie na prawo od senatora. Jest zdecydowanym wrogiem prawa do aborcji i aktywną działaczką NRA (Krajowe Stowarzyszenie Strzeleckie), głównej organizacji lobbującej przeciw ograniczaniu dostępu do broni palnej – sama uwielbia polowania i strzelanie ćwiczebne do królików. Chce, aby w szkołach uczono kreacjonizmu – biblijnej interpretacji powstania życia na Ziemi – i nie wierzy, by ludzka działalność była przyczyną ocieplania się klimatu. Opowiada się za wierceniami naftowymi nawet w arktycznym rezerwacie przyrody na Alasce, czemu przeciwny jest sam McCain. To ostatnie idealnie trafia wszakże w obecne niepokoje Amerykanów z obu partii, którzy uzależnienie od importowanej ropy uważają dziś za problem numer jeden kraju (nieważne, że z rezerwatu wiele ropy nie będzie). Nieskazitelnie konserwatywny profil Palin spełnił swoje zadanie – po ogłoszeniu jej kandydatury wpływowy ewangeliczny pastor James Dobson oznajmił, że teraz wreszcie przekonał się do senatora, któremu religijna prawica długo nie ufała.