Miał pan przemawiać na konwencji wyborczej republikanów, ale się wycofał. Kuzyn pańskiej żony, Max Kennedy, żartował, że ma pan dość republikanów i przejdzie teraz do demokratów. Czy coś w tym jest?
Arnold Schwarzenegger: To życzeniowe myślenie Kennedych. Nigdy nie zostanę demokratą, nie w tym życiu, i na pewno w następnym też nie.
Konwencja mogła się panu nie podobać, bo to było święto konserwatywnych wartości.
Podczas konwencji zawsze rządzą ideolodzy, tacy jak republikanie z Kalifornii, którzy politycznie znajdują się bardzo daleko od centrum. To właśnie są ludzie, którzy pojawiają się na konwencji i na niej dominują. Miałem tam mówić o bohaterze wojennym Johnie McCainie. Moja przemowa o konieczności powrotu do centrum politycznego spektrum nie była pożądana.
Skrytykowałby pan Baracka Obamę?
Nie, to nie mój styl, nie wymieniłbym nazwiska Obamy. Szanuję go jako człowieka i polityka. Jeśli mam wybór między nim a McCainem, zdecyduję się na McCaina, ale to nie znaczy, że Obama jest diabłem wcielonym.
John McCain opowiada się teraz za zniesieniem zakazu wierceń naftowych u wybrzeży amerykańskich, uważa obniżki podatków wprowadzone przez administrację Busha za słuszne i wypowiada się przeciw aborcji. Czy podporządkował się konserwatystom?
McCain nie zmienił nagle poglądów w czasie kampanii wyborczej. Chodzi o to, że pod niektórymi względami mamy dziś inne warunki niż 20 lat temu. Na przykład cenę benzyny, która przekracza dolara za litr, i każdy Amerykanin cierpi z tego powodu. Przekazujemy miliardy dolarów za importowaną ropę naftową do państw Zatoki Perskiej.