Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Arnold kocha Johna i Baracka

Rozmowa ze Schwarzeneggerem

To niesamowite, że czarnoskóry kandydat ma szansę zostać prezydentem. Pamiętam, jak w latach 60. w autobusach Murzyni musieli siedzieć z tyłu - zachwyca się gubernator Kalifornii Arnold Schwarzenegger, który jednak sam chce głosować na Johna McCaina.

Miał pan przemawiać na konwencji wyborczej republikanów, ale się wycofał. Kuzyn pańskiej żony, Max Kennedy, żartował, że ma pan dość republikanów i przejdzie teraz do demokratów. Czy coś w tym jest?

Arnold Schwarzenegger: To życzeniowe myślenie Kennedych. Nigdy nie zostanę demokratą, nie w tym życiu, i na pewno w następnym też nie.

 
Konwencja mogła się panu nie podobać, bo to było święto konserwatywnych wartości.

Podczas konwencji zawsze rządzą ideolodzy, tacy jak republikanie z Kalifornii, którzy politycznie znajdują się bardzo daleko od centrum. To właśnie są ludzie, którzy pojawiają się na konwencji i na niej dominują. Miałem tam mówić o bohaterze wojennym Johnie McCainie. Moja przemowa o konieczności powrotu do centrum politycznego spektrum nie była pożądana.

Skrytykowałby pan Baracka Obamę?

Nie, to nie mój styl, nie wymieniłbym nazwiska Obamy. Szanuję go jako człowieka i polityka. Jeśli mam wybór między nim a McCainem, zdecyduję się na McCaina, ale to nie znaczy, że Obama jest diabłem wcielonym.

John McCain opowiada się teraz za zniesieniem zakazu wierceń naftowych u wybrzeży amerykańskich, uważa obniżki podatków wprowadzone przez administrację Busha za słuszne i wypowiada się przeciw aborcji. Czy podporządkował się konserwatystom?

McCain nie zmienił nagle poglądów w czasie kampanii wyborczej. Chodzi o to, że pod niektórymi względami mamy dziś inne warunki niż 20 lat temu. Na przykład cenę benzyny, która przekracza dolara za litr, i każdy Amerykanin cierpi z tego powodu. Przekazujemy miliardy dolarów za importowaną ropę naftową do państw Zatoki Perskiej.

Reklama