Ameryka wykonała skok w przyszłość.
Po raz pierwszy w jej historii prezydentem został ciemnoskóry polityk, w dodatku o małym dorobku i doświadczeniu, głoszący niekonwencjonalne koncepcje polityki międzynarodowej. Zwycięstwo Baracka Obamy nad Johnem McCainem to triumf nowej, "globalnej" Ameryki, wieloetnicznej i wielokulturowej, nad Ameryką kontrolowaną przez białych potomków imigrantów z Europy uważających USA za kraj "kultury judeochrześcijańskiej". To także kres politycznej dominacji pokolenia baby boomers, obciążonego kompleksem Wietnamu i kontrowersyjnym spadkiem kontrkultury lat 60., obwinianym za zanik poczucia publicznego interesu.
Wygrana Obamy oznacza też ostre przesunięcie amerykańskiego wahadła na lewo. Umocniona demokratyczna większość w Kongresie pozwoli mu na przeforsowanie daleko idących zmian. Pójdą one w kierunku redystrybucji majątku narodowego na rzecz wyrównania ogromnych rozpiętości dochodów. Wskazują na to plany podwyżek podatków od najzamożniejszych i od zysków kapitałowych, oraz powszechnych ubezpieczeń zdrowotnych. Kapitalizm a la Obama będzie miał bardziej ludzką twarz. Jego wyborcy - wykształcone elity, mniejszości rasowo-etniczne, kobiety - chcą silniejszej osłony socjalnej. Nie można jednak oczekiwać zastąpienia amerykańskiego modelu modelem europejskim, gdyż Amerykanie za bardzo wierzą w rynek i indywidualną odpowiedzialność.
Rewolucyjne zmiany wewnętrzne uniemożliwia poza tym zła sytuacja ekonomiczna, a głównie ogromnie powiększony w wyniku ostatniego kryzysu deficyt i dług publiczny. Doradzający Obamie umiarkowani ekonomiści, jak Paul Volcker i Lawrence Summers, nie dopuszczą do zrujnowania gospodarki. Amerykę czeka okres zaciśnięcia pasa, co może rozczarować tych, którzy pokładają w Obamie nadzieje co do rewindykacji społecznych. Nie ma on wielkiego pola manewru.
Wygrana Obamy oznacza też ostre przesunięcie amerykańskiego wahadła na lewo. Umocniona demokratyczna większość w Kongresie pozwoli mu na przeforsowanie daleko idących zmian. Pójdą one w kierunku redystrybucji majątku narodowego na rzecz wyrównania ogromnych rozpiętości dochodów. Wskazują na to plany podwyżek podatków od najzamożniejszych i od zysków kapitałowych, oraz powszechnych ubezpieczeń zdrowotnych. Kapitalizm a la Obama będzie miał bardziej ludzką twarz. Jego wyborcy - wykształcone elity, mniejszości rasowo-etniczne, kobiety - chcą silniejszej osłony socjalnej. Nie można jednak oczekiwać zastąpienia amerykańskiego modelu modelem europejskim, gdyż Amerykanie za bardzo wierzą w rynek i indywidualną odpowiedzialność.
Rewolucyjne zmiany wewnętrzne uniemożliwia poza tym zła sytuacja ekonomiczna, a głównie ogromnie powiększony w wyniku ostatniego kryzysu deficyt i dług publiczny. Doradzający Obamie umiarkowani ekonomiści, jak Paul Volcker i Lawrence Summers, nie dopuszczą do zrujnowania gospodarki. Amerykę czeka okres zaciśnięcia pasa, co może rozczarować tych, którzy pokładają w Obamie nadzieje co do rewindykacji społecznych. Nie ma on wielkiego pola manewru.
Reklama