„Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak bardzo religijnym państwem stał się Irak w ciągu kilku lat okupacji. Tak jak Iran jest świeckim społeczeństwem z religijnym rządem na czele, tak Irak będzie religijnym społeczeństwem z religijną władzą. Prawo lokalne będzie ponad narodowym, a dwa super-regiony, kurdyjski i szyicki, stworzą luźną federację", przewidywał po wyborach w 2005 r. Patrick Cockburn, wieloletni korespondent Financial Times i The Independent w Iraku.
Dziś prasa wróży coś zupełnie innego: „Sobotnie wybory lokalne pokazały, że Irakijczycy odrzucili wpływy partii religijnych dążących do podziału kraju"; „Irak nie jest już zagrożeniem dla sąsiadów, regionu i świata. Stany Zjednoczone odniosły sukces w transformacji agresywnego, autokratycznego państwa w państwo przyjazne i zmierzające ku pełnej samodzielności".
Z przeglądu prasy wynika, że w Iraku miały miejsce przynajmniej trzy doniosłe wydarzenia. „Mogę powiedzieć z przekonaniem, że opanowaliśmy już tę całą demokrację", donosi jeden z irackich blogerów. Po pierwsze, porażkę poniosła kontrolująca poprzednio Bagdad Najwyższa Rada Islamska Iraku, zrzeszająca religijnych szyitów. W dwóch kluczowych częściach kraju - w Basrze na południu i w Mosulu na północy - ludzie zagłosowali za bezpieczeństwem i scentralizowanym państwem, oddając głos na szyicką, ale świecką partię Dawa związaną z premierem Nuri al-Malikim. „Ten relatywny sukces partii świeckich może być sygnałem, że znacząca liczba Irakijczyków jest rozczarowana partiami religijnymi", pisze New York Times: były u władzy, ale niewiele zrobiły dla zapewnienia niezbędnych usług socjalnych.
Ostatniego dnia stycznia w Iraku wyłaniano władze do 14 z 18 rad prowincji. Świat obiegły zdjęcia Irakijczyków pokazujących palce unurzane w tuszu na znak, że głosowali. Czy to także sygnał, że Irak można już zostawić samemu sobie?
Reklama