Zmarły w wieku 50 lat Michael Jackson był gwiazdą, żył jak gwiazda i odchodzi jak gwiazda. Od jego tajemniczej śmierci mija właśnie tydzień, a w globalnej przestrzeni medialnej król muzyki pop wciąż pozostaje tematem numer jeden. Portale internetowe i telewizje informacyjne prześcigają się w kolejnych doniesieniach. Dlaczego umarł? Co się działo w jego posiadłości w ostatnich tygodniach czerwca? Czy był uzależniony od leków i narkotyków? Kto przejmie opiekę nad dziećmi? Czy to w ogóle były jego dzieci? Kto zajmie się jego majątkiem? Czy w ogóle ma majątek? Te pytania są non-stop odmieniane i powtarzane.
Trwa więc mielenie i przeżuwanie śmierci w trybach masowej kultury. Brukowce i portale plotkarskie wpuszczają w obieg coraz bzdurniejsze wyznania i teorie. Taka już ich rola w tym scenariuszu, trudno się dziwić (pamiętamy śmierć księżnej Diany). Ale nawet tzw. „media poważne" wykazują wręcz obsesyjne zainteresowanie tematem. Wiele wątków z ostatnich lat życia gwiazdora to - co tu ukrywać, mówię to jako dziennikarz - historia pasjonująca, wielowarstwowa, z której można by napisać świetną książkę czy nakręcić doskonały film (niewątpliwie wkrótce powstaną).
Tak zmasowanej kampanii promocyjnej trudno się oprzeć i nic dziwnego, że krążki Jacksona, jak za dawnych lat, błyskawicznie znikają ze sklepowych półek. Choć jeszcze do niedawna w supermarketach można je było znaleźć na wyprzedażach, w koszach z płytami za przysłowiową złotówkę. Dziś w sklepie internetowym Amazon 10 na 10 bestsellerów to właśnie albumy zmarłego króla. Raz jeszcze triumf, tym razem zza grobu. To kolejny dowód na zmienną fortunę i niestałość publiki w świecie pop-kultury.
Myślę jednak, że cała ta histeria ma drugie dno.