To pobożne życzenie, że teraz w Iranie już nic nie będzie tak jak przed ukradzionymi wyborami 12 czerwca. Kiedy masowe protesty ustały, a Musawi i inni liderzy opozycji umilkli, reżim zaczął przywracać islamistyczny porządek. Ten scenariusz znamy dobrze w naszej części Europy z czasów bloku radzieckiego.
Autorytaryzm może mieć różne formy i oblicza, ale jego istota jest ta sama. Kto pamięta, jak władze stanu wojennego w Polsce próbowały dyskredytować Solidarność, jej przywódców z Lechem Wałęsą na czele, zwłaszcza kiedy dostał pokojowego Nobla, ten nie zdziwi się kampanii nienawiści rozkręcanej dziś przeciw irańskiej pokojowej noblistce, obrończyni praw człowieka, szczególnie kobiet, i praworządności Szirin Ebadi.
Jak zniesławić Ebadi w oczach Irańczyków, z których duża część ulega łatwo propagandzie rządowej? Władze sugerują – twardych dowodów oczywiście się nie przedstawia – że pani Ebadi za zachodnie srebrniki atakuje obecny rząd pod pozorem obrony praw ludzkich. Noblistka, zresztą praktykująca umiarkowana muzułmanka, miała czelność krytykować brutalność sił bezpieczeństwa, pacyfikujących pokojowe demonstracje w Teheranie i innych miastach.
Na dodatek konsultowały się z nią w tej sprawie instytucje międzynarodowe, które chciały wyrobić sobie zdanie o irańskim kryzysie. Tego już za wiele dla reżimu: pod koniec czerwca opublikowano list zbiorowy oskarżający Ebadi, że swymi wypowiedziami gwałci porządek konstytucyjny republiki islamskiej. Nazwisk sygnatariuszy nie ujawniono. Cała akcja ma poderwać autorytet dzielnej pani Ebadi, jednej z nielicznych, a znanych w świecie twarzy innego Iranu, zdolnego do reform zbliżających kraj do standardów przyjętych w wolnym demokratycznym świecie.
Szirin Ebadi jest nękana, ale władze nie odważyły się do tej pory jej aresztować lub wydalić z kraju.