Woda nie płynie do góry
Wojna z narkotykami przynosi więcej szkody niż pożytku
Prohibicja rujnuje życie zarówno bogatym, jak i będącym na dnie, zarówno mieszkańcom Wschodu, jak i Zachodu. Zaludnia więzienia, prowadzi do korupcji polityków i stanowi plagę narodów.
Przynosi pieniądze na finansowanie wojen od Afganistanu po Kolumbię. Jest po prostu obłędna.
Nie widać oznak, by zadowolone z siebie liberalne demokracje Europy i Ameryki Północnej mogły się zdobyć na jakąś reformę. Nie wspominali o niej ani Barack Obama, ani Gordon Brown, Nicolas Sarkozy czy Angela Merkel. Ich kraje stać na podtrzymanie prohibicji - przez stosowanie niedorzecznych represji prawnych i zamiatanie konsekwencji pod dywan. Politycy będą się dalej uśmiechać i w kółko powtarzać, że są w stanie poradzić sobie z narkotykami.
Król jest nagi
Krajów Ameryki Łacińskiej nie stać na taki luksus - ani gospodarczo, ani politycznie. Rozkaz Waszyngtonu, aby przestały eksportować towar zasilający nieuregulowany amerykański rynek kokainowy sprowadził na nie spustoszenie. To tak jakby zlikwidować korki uliczne, zakazując krajom Zatoki Perskiej eksportu ropy.
Ale przyszła kryska na Matyska. Argentyński sąd najwyższy wydał przełomowe orzeczenie, wedle którego ściganie obywateli za posiadanie narkotyków na prywatny użytek jest sprzeczne z konstytucją. Stwierdził w dobitnych słowach, że dorośli mają prawo wybierać styl życia bez interwencji państwa. To klasyczne ujęcie swobód obywatelskich nie padło z ust liberalnego brytyjskiego ministra spraw wewnętrznych czy któregoś z konserwatystów. Żaden z nich by się nie ośmielił. Zarysował je rząd kraju, który ledwie ćwierć wieku temu wyszedł z dyktatury.
A na tym nie koniec. Rząd meksykański został rzucony na kolana przez narkobiznes zatrudniający ok. 500 tys. ludzi. Walka z nim przynosi 5,6 tys.