Ruszaj się! Biegaj, pływaj, ćwicz, kup kijki, karnet na siłownię, naucz się jeździć na nartach, nie zsiadaj z roweru przez okrągły rok – głowa może rozboleć od tej nachalnej promocji aktywności, od samej tylko świadomości, że dla zdrowia i wyrzeźbionej sylwetki trzeba się koniecznie spocić, zmęczyć i nacierpieć. Prof. Wojciech Drygas, kierownik Zakładu Epidemiologii, Prewencji Chorób Układu Krążenia i Promocji Zdrowia Narodowego Instytutu Kardiologii, na męczennika jednak nie wygląda i z pasją opowiada o swoich sportowych zamiłowaniach, które przynoszą mu wiele korzyści: – Na przykład po godzinnej przejażdżce na rowerze mam lepszy humor, szybciej myślę i przychodzą mi do głowy nowe pomysły. Odpowiednia dawka wysiłku fizycznego to eliksir życia.
Dla amatorów siłowni lub joggingu, wstających nieraz o świcie, by spocić się na bieżni lub przemoknąć w strugach deszczu, tego rodzaju akt silnej woli jest poza wszystkim po prostu fajną rozrywką. Naukowcy tłumaczą to wyzwalaniem w mózgu chemicznych substancji zaliczanych do grupy kanabinoidów, które wprawiają umysł w kojący błogostan. A wydzielane dodatkowo endorfiny znoszą objawy bólu i zmęczenia.
Na podobnej zasadzie działają aktywne składniki marihuany. Tylko czy tego rodzaju mechanizm włącza się u wszystkich, jeśli większość z nas nie zalicza się do nałogowych miłośników rekreacji i woli odpoczynek na kanapie? – Nie można wykluczyć, że u jednych osób ćwiczenia fizyczne stymulują wydzielanie neuroprzekaźników, a u innych nie odbywa się to aż na taką skalę – zastrzega prof. Drygas. Całkowita bierność zdecydowanie jednak szkodzi.
Zachęcić swój mózg
Jedna z teorii mówi, że jesteśmy genetycznie zaprogramowani do regularnego wysiłku i ruchu. Nasi przodkowie wciąż wędrowali z miejsca na miejsce, trudnili się łowiectwem lub musieli uciekać przed dziką zwierzyną.