Dzięki Facebookowi, e-mailom i telefonom komórkowym powrót do dawnych miłości jeszcze nigdy nie był tak łatwy. Są ludzie, którzy spróbowali, i są dziś dzięki temu szczęśliwi.
Na przykład Beata, 50+. Na wycieczce w góry z kolegami i koleżankami z liceum (skrzykniętymi na portalu Nasza Klasa) spotkała dawną sympatię. Zaiskrzyło. Rozwiodła się i wyszła ponownie za mąż za tę nową-starą miłość. O byłym mężu mówi, że miał w sobie zwierzęcy magnetyzm. Wszystkie chciały, żeby chociaż na nie spojrzał. Chodził do technikum, ona do liceum. Do nauki nie miał głowy, lecz kto by na to wtedy zwracał uwagę? Sprawił, że zapomniała o dotychczasowym chłopaku. Z czasem okazało się, że są umiarkowanie niedopasowani z tendencją do bardzo, ale przez 30 lat była przykładną, zaharowaną jak wół żoną i matką. Ciągnęła jego, dzieci i rodzinny biznes. Wygląda teraz o 10 lat młodziej. Promienieje.
Na przykład Jerzy, 50+. Wspomina, że od kiedy usiadła przed nim w ławce w liceum, nie mógł myśleć o żadnej innej. Starał się zawsze być blisko, pod ręką, na zawołanie. Zauważała to i pewnie miałby szansę, gdyby nie przystojny nauczyciel angielskiego, z którym – w przeciwieństwie do niego – połączyła ją miłość bynajmniej nieplatoniczna. Maturę zdawała już w ciąży. W szkole wybuchł skandal. Nauczyciel angielskiego oświadczył się i wydawało się, że parze się ułoży. Jurek jednak wciąż czekał. Opłaciło się. Po 10 latach Bożenka zapukała do jego drzwi i było jak w piosence Perfectu: „Bosa do mnie przyjdź i od progu bezwstydnie powiedz mi, czego chcesz…” („Kołysanka dla nieznajomej”).
Tego typu przypadki są dowodem nie tylko na to, że niekiedy warto zaryzykować; zgodnie z porzekadłem: stara miłość nie rdzewieje. Pokazują też, że niektórzy młodzi ludzie mają kłopot z dostrzeżeniem spraw, które wydają się wręcz oczywiste.