Według szacunków brytyjskiej organizacji Tourism Concern, promującej świadomą i odpowiedzialną turystykę, nawet 90 proc. pieniędzy, które płacimy za wakacje, trafia na konto firm działających w krajach naszego pochodzenia. Natomiast w miejscach, z których wywozimy piękne wspomnienia, zostają po nas tony śmieci, zniszczone środowisko naturalne, hałas, zatłoczenie, skomercjalizowana kultura, przemoc ekonomiczna oraz naruszenie norm społecznych i religijnych. Na wakacjach nie lubimy myśleć o problemach, prawda jest jednak taka, że przysparzamy ich innym.
Sumienie w walizce
Coraz ważniejsze staje się pytanie – jak podróżować lepiej, mniej szkodliwie? Nie ma bowiem odwrotu od rozwoju turystyki. Także w krajach rozwijających się, jak Indie czy Chiny, rośnie liczba zamożnych korzystających z przywileju podróżowania dla przyjemności. Do umasowienia turystyki przyczynił się boom tanich linii lotniczych oraz pakietów all-inclusive, które pojawiły się w 1950 r., gdy belgijski zawodnik polo Gérard Blitz założył firmę Club Med i stworzył pierwsze „wioski wakacyjne” na Majorce. Koncept urlopu, podczas którego zaspokajane są wszystkie potrzeby uczestników, eliminowana zaś zostaje chęć wyjścia poza wypoczynkową idyllę, wywarł wielki wpływ na życie i gospodarkę miejsc turystycznych.
Resorty all-inclusive, od Wietnamu po Gambię, krytykowane są jako postkolonialne i niesprawiedliwe.
Wzmagają dysproporcje gospodarcze i pogłębiają podróżniczy paradoks – im łatwiej wyjechać na urlop, tym więcej turystów odcina się od świata i pozostaje w kręgu spreparowanej wizji odległych kultur. Przybywa tych, którzy jadą daleko, by pozostać w enklawie swojskości, choćby w polskich strefach turystycznych – nowince w ofercie naszych touroperatorów.