Najgłośniejsze dziś refleksje o lecie w muzyce popularnej dotyczą tego, że za szybko się kończy. Stadionowy rekordzista rapu Taco Hemingway w duecie z Dawidem Podsiadłą narzekają, że w dzieciństwie „lato trwało całe lata, teraz koło trzech tygodni” – i trudno doszukiwać się tu czegoś więcej poza nostalgią wczesnych 30-latków. Podobnie w najnowszym przeboju Sanah „Było, minęło”, w którym „śnieg spadł w lipcu, nie w grudniu”, pokrywając prostą metaforą historię nieudanej miłości. W obu przypadkach bez większego związku ze zmianami klimatu.
Tymczasem skutki tychże zaczynamy dostrzegać. Nawet ci, którzy nie pielgrzymują do Mekki w pełnym słońcu i nie planują wakacji na dewastowanych przez huragan Karaibach. Czy tego chcemy czy nie, lato przestaje być jedynie czasem beztroski i zabawy. Na poważnie śpiewa o nim zespół Muzyka Końca Lata na wydanej w 2024 r. płycie „Perła Wszechświata”. Ten niegdyś „najbardziej romantyczny zespół w powiecie mińskim” (takim hasłem wciąż posługuje się w mediach społecznościowych) na swoim szóstym albumie zerwał z dotychczasową formułą gitarowych piosenek o związkach i małej codzienności. Zamiast tego proponuje ekologiczne pieśni protestu w rytmach reggae.
– Nadal jest w nas pewien romantyzm, tylko innego typu, niczym u Mickiewicza czy Słowackiego – wezwanie, by przejrzeć na oczy, przestać egzystować egoistycznie. Romantyzm jako forma buntu – mówi lider zespołu Bartosz Chmielewski (rocznik 1982). Jak przyznaje, do 30. roku życia jego aktywność społeczna sprowadzała się głównie do głosowania w wyborach. – Dopiero rządy PiS zaktywizowały mnie jako obywatela. Zacząłem jeździć na blokady polowań, uczestniczyłem w protestach ekologicznych, na które z reguły przychodziła garstka osób.