Olga Tokarczuk: Świat ma błąd w oprogramowaniu. Brakuje nam solidarności
JUSTYNA SOBOLEWSKA: – W nowej książce „Prowadź swój pług przez kości umarłych” łączy pani thriller, gatunek popularny, z ciemną wizją świata i z poezją Williama Blake’a. Skąd taki pomysł?
OLGA TOKARCZUK: – Miałam pół roku, chciałam zrobić coś lekkiego. Pomyślałam też, że skoro piszę pastisz thrillera z kryminalnym plotem – bo dziś chyba nie można pisać czegoś takiego całkiem serio – to potraktuję swoją robotę poważnie. Starałam się poddać wymaganiom literatury popularnej: że ma być strawne, nieduże i z obrazkami. Narysował je Jaromir, bardzo mi się podobają, bo są przejmująco smutne. Okazało się też, że nawet jeżeli sam zamiar był skromny, to pisząc tę książkę żyłam nią i głęboko w nią weszłam. Kiedy poruszałam postaciami, rysowałam dla nich sytuacje, miałam wrażenie, że rozgrywam odwieczną potężną mitologiczną – jak to ja – grę. Więc w tym sensie nie oddaliłam się daleko od siebie.
Tytuł z Blake’a jest wieloznaczny, można pomyśleć nawet, że rzecz będzie dotyczyć Zagłady.
Ambony myśliwych na ilustracjach wyglądają rzeczywiście jak wieże z obozów koncentracyjnych. Pomyślałam, że to skojarzenie jest na miejscu, chociaż niespecjalnie nadaje się do kryminału. Motta są też z Blake’a, pochodzą z „Przysłów piekielnych” i „Wróżb niewinności”.
Wieszczy pani w tej książce zemstę natury na człowieku: dość już ludzkiej władzy, za chwilę może nastąpić odwet.
Ta książka jest w jakimś sensie apokaliptyczna, nawet jeżeli wizja apokalipsy rodzi się w głowach ludzi, których nie bierzemy zbyt poważnie.
Pisze pani, że kraj się poznaje po jego stosunku do zwierząt, jak to jest u nas?
Dawno, dawno temu, w paleolicie, ludzie mieli do zwierząt stosunek magiczno-siostrzany.