Jeden parkomat w mieście na północy Polski wywindował statystyczne sukcesy tamtejszej policji na sam szczyt. Okradał go nieletni złodziejaszek, sumy nie były wielkie. Rabusia schwytano i jego drobne czyny nagle urosły do niebywałej rangi. W statystykach lokalnej komendy podano, że doszło do kilkuset zdarzeń kryminalnych – sprawców wszystkich kradzieży rzecz jasna wykryto, co wysunęło jednostkę policji na czoło wykrywalności. A chodziło o jeden parkomat i jednego złodzieja!
Kiedy 22 lata temu nadinspektor Andrzej Rokita, dziś zastępca komendanta głównego, zaczynał pracę w policji, usłyszał od przełożonego: „My nie fałszujemy statystyki, my ją tylko modelujemy”. – System dawał możliwości modelowania – mówi Rokita. – Jak policjanci znajdowali u kogoś dwieście płyt z pirackim oprogramowaniem, mieli dwa wyjścia: mogli postawić jeden zarzut albo dwieście zarzutów. Drugie wyjście to właśnie modelowanie.
Kłamstwo i statystyka
Statystyki policyjne od zawsze były pełne cudów, bo dzięki nim rosły notowania lokalnych komendantów, a co za tym idzie, awanse służbowe i premie. Jak sięgają pamięcią najstarsi policjanci, podstawą oceny ich pracy były statystyki wykrywalności. Przez lata tłumaczono, że trudno o lepsze kryterium, bo nie można oceniać na oko. Nadinsp. Andrzej Rokita przypomina znane powiedzenie: – Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwo, wredne kłamstwo i statystyka.
Zdarzyło się kiedyś, że w ciągu miesiąca Komenda Policji w Siedlcach spadła na dno w wykrywalności kradzieży samochodów marki Polonez. Miała pecha, że akurat grupa złodziei wykonywała zlecenie na te auta, chodziło o pozyskanie części zamiennych, i na poligon wybrała małe Siedlce.