Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

PiS stworzy listę najbogatszych?

Prezes PiS uderza w biznesmenów

Jarosław Kaczyński znów dosiadł swego ulubionego konika – czyli najbogatszych biznesmenów. „Nie stanowią elity społeczeństwa” – stwierdził prezes. I dodał „Bóg jeden wie, skąd się wzięły te ich wielkie pieniądze”.

Adam Hofman, rzecznik PiS, ranking najbogatszych ułożyłby inaczej. Jego zdaniem, powinien się on składać z ludzi, którzy potrafią wymyślić polskiego iPada.

Przy wszystkich zastrzeżeniach i dystansie, z którym trzeba traktować listy najbogatszych, zauważyć warto ich wielką zaletę – nie układają ich politycy. Na szczęście. Dla polityków, takich jak Hofman, polską specjalnością eksportową były na przykład statki, ale „ten rząd ukatrupił nawet to”. Nie byłby w stanie ich ukatrupić, gdyby na ich produkcji stocznie zarabiały. Niestety, cena, za jaką sprzedawano statki, najczęściej była sporo niższa, niż koszty, jakie przy ich budowie ponosiły stocznie. Stąd kłopoty. Nieustanne ratowanie stoczni pieniędzmi podatników to z pewnością nie jest droga, która prowadzi na listę najbogatszych.

Rankingi najbogatszych nie mają na celu wyłonienia elity. Pokazują ludzi potrafiących zarabiać pieniądze. I – co  ważne – bardzo się przez ostatnie lata zmieniły. Wierzchołka listy już nie okupują Jan Kulczyk, Ryszard Krauze i Aleksander Guzowaty, którym zarzucano, że wielkie pieniądze zarobili głównie dzięki doskonałym kontaktom z politykami. Dziś numerem 1 jest Zygmunt Solorz–Żak, który nie brał udziału w największych prywatyzacjach, nie urósł też w siłę dzięki intratnym kontraktom z państwem. Nie wiem, czy wymyśli polskiego iPada, ale po co, skoro już ktoś inny to zrobił?

W rankingach coraz więcej jest osób, które od interesów z państwem trzymają się z daleka. A mimo to, a może dzięki temu, osiągnęły gigantyczne sukcesy. Jak Ryszard Florek, szef FAKRO, drugiego na świecie producenta okien dachowych. Czy właściciele Maspexu, już nie tylko polskiego, ale środkowoeuropejskiego koncernu spożywczego.

Reklama