***
Kuba Wojewódzki, sam celebryta i gwiazda popkultury, od kilku lat na łamach POLITYKI prowadzi swoją złośliwą „kronikę popkulturalną”, z dystansem opisując nasz rodzimy jarmark próżności, wypełniający co tydzień dziesiątki kolorowych pism, telewizyjnych programów i plotkarskich serwisów internetowych. Gdyby nie Wojewódzki, wielu z nas nie miałoby pojęcia, czym i kim ekscytują się miliony Polaków.
Jednak co pewien czas nasz felietonista, choć nie na łamach POLITYKI, produkuje jakiś skandal, jak ostatnio swoim dialogiem z Michałem Figurskim na antenie radia Eska Rock, gdzie obaj panowie, wcielając się – jak mówią – w rolę polskiego chama i nuworysza, wygadywali paskudne byle co na temat ukraińskich pomocy domowych. Sprawa zrobiła się głośna, wywołując gwałtowne i często okropnie przesadzone reakcje. Także pewna grupa naszych czytelników – deklarując, że samej audycji nie słyszeli i absolutnie nie podejrzewają Kuby Wojewódzkiego o zarzucany mu rasizm czy mizoginizm – uznała cytowane dowcipy za mało udane. Poprosiliśmy Kubę Wojewódzkiego, żeby zechciał sam wyjaśnić naszym czytelnikom, o co w tych dowcipach chodziło. Tytuł cotygodniowych felietonów pana Kuby to „Mea pulpa”; ten publikowany poniżej roboczo nazwiemy: „mea culpa”, bo „satyra – jak słusznie zauważa autor – czasem potrafi się zagalopować”.
Zdzisław Pietrasik, kierownik działu Kultura POLITYKI
***
Jest taki termin: konwencja. To dzięki niej nie traktujemy kabaretu jak publicystyki, satyry jak osobistej napaści, a żartu jako nienawiści.