Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Przekrój na żywym ciele

Smutny koniec znanego tygodnika

Zamknięcie gazety, nawet starej i z długą tradycją, każdemu w tych czasach ujdzie na sucho. Torturowanie gazety przed śmiercią – a to przypadek „Przekroju” – nie powinno.

Listy przychodzące do warszawskich redakcji „Przekroju” (w których spędziłem łącznie siedem lat, więc wiem, co piszę) często zaczynały się od „Czytam wasze pismo od początku...” lub „Kochałem stary Przekrój, czytałem nieprzerwanie od...”, względnie „Za Eilego to była gazeta...”. Co nie zmienia faktu, że przez lata 90. większość tych wiernych czytelników o „Przekroju” zapomniała. Tytuł był w trudnej sytuacji, został więc sprzedany dużemu wydawnictwu.

W ten sposób legenda „Przekroju”, zamiast spokojnie i godnie dogasać sobie w Krakowie, wpadła w tryby rynku. Wizja pierwsza zakładała zrobienie konkurencji zwyżkującemu dekadę temu „Newsweekowi”. Czyli tygodnika robionego z pełnym zaangażowaniem, zacięciem i funduszami. Wizja druga (gdy pierwsza okazała się trudna i droga, a w segmencie tygodników opinii zaczęły się spadki), ciągle pod opieką Piotra Najsztuba jako naczelnego, mówiła o tygodniku czasu wolnego – bo blisko weekend – poświęconym ciekawym rozmowom, tekstom o przyjemnych stronach życia. Kolejna, skojarzona z przyjściem nowego redaktora naczelnego (Mariusz Ziomecki), wracała do głównego nurtu. Wizja czwarta – ciągle w Edipressie, u szwajcarskiego wydawcy znanego z „Vivy!” i „Party” – pchała tytuł jednoznacznie w stronę tygodnika o ludziach, nieco głębszego pisma z segmentu people. Wizja numer pięć, a pierwsza Grzegorza Hajdarowicza, który kupił gazetę w 2009 r., dotyczyła pisma bardziej kulturalnego. Kolejna zrobiła z „Przekroju” zaangażowaną i mocno lewicującą przybudówkę „Krytyki Politycznej”. Ostatnia rozdwoiła naczelnych, pomieszała tematykę kulturalną ze społeczną (głównie rynek pracy dla młodych) i z powrotem uspokoiła formułę.

Reklama