Słuchanie głosu doktora z serialu w zestawie bluesowych standardów robi na początku dziwne wrażenie. „Nie idziesz po ryby do dentysty, a do hydraulika po poradę finansową, więc czemu słuchać muzyki nagranej przez aktora?” - pyta zresztą sam Hugh Laurie w słowie wstępnym do tej płyty. To jedna z niepisanych zasad, które złamał. Jest białym Anglikiem z klasy średniej, w dodatku wykonującym zawód polegający na udawaniu, który bierze się za muzykę Czarnych z amerykańskiego Południa, tak szczerą, jak to tylko możliwe.
Zdarzają się jednak i wśród aktorów wyjątki. Z nagrywaniem muzyki nawiązującej do amerykańskiej tradycji – bliższej jazzu niż bluesa – nieźle radzi sobie Robert Downey Jr., Clint Eastwood grywa jazz, komponuje muzykę filmową i piosenki, a Jack Black z powodzeniem parodiuje rockowe schematy w duecie Tenacious D.
Hugh Lauriego też znamy z muzycznych parodii, nagrywanych ze Stephenem Fry'em. Ale ten album jest na poważnie. Poza tym gry na fortepianie uczył się wprawdzie od małego, ale dorastał w zupełnie innej tradycji (wszyscy wyżej wymienieni to aktorzy amerykańscy). Jego nauczycielka kazała mu grać jakieś „francuskie kołysanki i zabawne polskie tańce” (można wnioskować, że chodziło o Chopina). Kiedyś wprawdzie wpadła na nuty tradycyjnej pieśni „Swanee River”, ale gdy zobaczyła adnotację „negro spiritual”, ominęła ją – jak wspomina Laurie – szerokim łukiem. On sam ją odnalazł i grał. Poza usłyszanym w radiu klasykiem Williego Dixona, była jednym z jego pierwszych kontaktów z muzyką amerykańskiego Południa, która stała się bohaterką jego płyty.
Dziś szalone wykonanie „Swanee River” - w stylu boogie woogie, wersji spopularyzowanej przez Raya Charlesa – to jeden z najmocniejszych punktów albumu „Let Them Talk”. Przejmujący początek tej piosenki to kwintesencja całości. Laurie oddaje tu przede wszystkim osobisty hołd swoim idolom: właśnie Charlesowi i wybitnej wokalistce Bessie Smith, a wreszcie licznym wirtuozom i twórcom bluesowym (świetny klasyk „They're Red Hot” Roberta Johnsona). Śpiewa, gra na fortepianie i na gitarze. O stylowość brzmienia dba Joe Henry, producent młodszego pokolenia, który jednak ma na koncie sukcesy z płytami Solomone'a Burke'a (nagroda Grammy) i Bettye LaVette. Aranżacje instrumentów dętych przygotował mistrz w tej dziedzinie Allen Toussaint (wspaniała „Tipitina”, piękne nowoorleańskie brzmienie „Buddy Bolden's Blues”). Tu nie ma miejsca na przypadek, nie jest to zdecydowanie weekendowy kaprys telewizyjnej gwiazdy – chociaż większość materiału nagrywano w studiu w Hollywood. I osobisty wybór utworów, i dobre wykonania, z nierzadko z długimi, fortepianowymi introdukcjami, pokazują, że Laurie nie próbuje nas na nic nabierać.
Świetnie wypadają gościnne występy innych gwiazd. Laurie śpiewa w duecie w z Irmą Thomas tradycyjną folkową piosenkę „John Henry”, a w „Baby, Please Make a Change” pozwala sobie na mocny brytyjski akcent, zapraszając do zaśpiewania głównej partii wokalnej walijskiego Elvisa, sir Toma Jonesa. Bluesman Dr. John, który pojawia się jako wokalista w „After You've Gone”, ostatecznie uwiarygodnia cały ten projekt. Tym bardziej, że daje sobie akompaniować na pianinie firmującemu album aktorowi. Samego Lauriego uwiarygodnia z kolei amerykański akcent, który wypracował na potrzeby gry w serialu (uczył się go z pewnością z ulubionych piosenek). Tym razem to jedyne małe oszustwo House'a.
Hugh Laurie, Let Them Talk, Warner Music 2011
***
Kanał Hugh Lauriego na YT: