Dobry Janosch ze Śląska
Janosch, czyli niesamowita historia piewcy Śląska
Właśnie trafił do księgarń „Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny” Janoscha – po raz pierwszy w pełnej wersji – uznawany za najważniejszą, najprawdziwszą i najzabawniejszą książkę o Śląsku.
Od chwili wydania polskiego tłumaczenia w 1974 r. „Cholonek” stał się legendą podsycaną z czasem przez niedostępność książki, mityczne opowieści o jej funkcjonowaniu w kręgach wtajemniczonych, informacje o poszukiwaniach i cenach na Allegro, wielki sukces inscenizacji katowickiego Teatru Korez (sztuka idzie przy kompletach publiczności od 2004 r.), pogłoski o przygotowywanych ekranizacjach i kolejnych adaptacjach scenicznych. Opowieść wyrosła z obserwacji i wspomnień autora o krainie jego dzieciństwa: Porębie, niewielkiej górniczej osadzie położonej na obrzeżach Zabrza, w pobliżu ówczesnej granicy niemiecko-polskiej.
To tutaj w 1931 r. w biednej robotniczej rodzinie przyszedł na świat. O dzieciństwie autora „Cholonka” wiadomo niewiele, a to, co wiemy, jest dosyć przygnębiające. Janosch, w wywiadzie przeprowadzanym z nim przeze mnie i Jana Strzałkę dla „Tygodnika Powszechnego”, zapytany, w jakim języku mówiło się u niego w domu: po polsku, niemiecku czy po śląsku, odparł: „Jaki to tam był język. Moi znali wszystkiego pięćdziesiąt słów”.
W rodzinie należącej do najuboższych, w której mężczyźni od pokoleń byli górnikami albo hutnikami i dopiero ojciec zajął się handlem obwoźnym (a dokładniej: obnośnym), przyszły pisarz był pierwszym, który umiał czytać i pisać.
W wieku lat 13 porzucił jednak szkołę, by podjąć pracę w kuźni i uczyć się zawodu ślusarza. Był chorowitym chłopcem, którego dziadek i ojciec wspierali wątły budżet rodzinny pędzeniem bimbru. Chcąc uniknąć kłopotów z nazistami, jego rodzina wyrobiła sobie papiery świadczące o niemieckim pochodzeniu (mimo że, z wyjątkiem pradziadka Eckerta, pozostali trzej pradziadkowie nosili polskie nazwiska) i żyła w bezustannym strachu, że oszustwo się wyda.