Czy Hergé byłby dziś zadowolony z ekranizacji „Tintina”? Zapewne tak, bowiem ukrywający się pod tym artystycznym pseudonimem Georges Prosper Remi uwielbiał kino. Był wielkim miłośnikiem Hitchcocka, Chaplina, a także dokonań Walta Disneya. Pod koniec lat 40. wysłał temu ostatniemu swoje albumy i propozycję nakręcenia serialu rysunkowego. Studio Disneya odpowiedziało negatywnie, a na domiar złego – odesłało twórcy albumy, co mocno go dotknęło. Cóż, nie wiedzieli, co robią. W przeciwieństwie do Stevena Spielberga. Ten już w 1982 r. negocjował warunki ekranizacji. Jeden z punktów przygotowywanej umowy mówił o tym, że jeśli Spielberg nie mógłby samodzielnie pracować nad filmem, będzie mógł zlecić produkcję komuś innemu. Hergé kategorycznie odmówił: albo Spielberg, albo nikt.
W Polsce Tintin nie był nigdy specjalnie popularny. Inaczej rzecz wygląda na świecie, gdzie wiecznie młody blondynek traktowany jest z wielką czcią. W rodzinnej Belgii ma status niemal narodowego bohatera. Gdy Tintin obchodził swoje 75 urodziny, w Brukseli wybito okolicznościowe 10 euro z jego wizerunkiem. Jubileusz był narodowym świętem. Ale choć Belgowie zawsze uwielbiali Tintina, z samego Hergégo nie zawsze byli dumni.
Tintin kontra komuniści
Czy dziś warto jeszcze roztrząsać przeszłość Hergégo? To wręcz niezbędne, by poznać korzenie Tintina! W wersji kinowej losy młodego reportera są niezwykle barwnymi, aczkolwiek niewinnymi historiami przygodowymi, ale w swej pierwotnej postaci były ściśle związane z nastrojami politycznymi czasów, w których powstawały. Pozbawianie ich politycznego i historycznego kontekstu to proces, który rozpoczął jeszcze sam Hergé, często wprowadzając autocenzurę.
Tintin ma niemal sto twarzy, zmieniał się z każdym nowym wydaniem serii czy wznowieniem albumu.