Niemiecki serial „Nasze matki, nasi ojcowie” wywołał polemiki w Polsce, bo reżyser w jednej ze scen daje do zrozumienia, że pod okupacją hitlerowską polska partyzantka zabijała Żydów. Zdaniem Adama Krzemińskiego serial jest „kolejną zmarnowaną szansą”, ale nie dlatego, że ta scena się w nim pojawia. Publicyście „Polityki” chodzi o to, że jest ona nieudolna, sztuczna i nie wnosi nic nowego do niemieckiej świadomości na temat tego, jak wyglądała w Polsce wojna rozpętana przez Hitlera.
To, że w Polsce był przed wojną antysemityzm, jest w Niemczech powszechnie wiadome. Czasem ta prawda służy w tam (nie tylko skrajnej prawicy) do relatywizacji winy Niemców za wojnę i jej straszliwe konsekwencje, w tym za Holokaust.
To nie do przyjęcia, bo wina niemiecka nie może być relatywizowana. Filozof Karl Jaspers zwracał uwagę tuż po wojnie, że wina ta ma cztery wymiary: kryminalny (odpowiedzialność za zbrodnie), polityczny (odpowiedzialność polityków i innych decydentów za system, który stworzyli i jego skutki), moralny (odpowiedzialność za niestawianie mu oporu) i metafizyczny (odpowiedzialność za bierne przyglądanie się tragedii przez jej świadków). Z tego jednak, że wina niemiecka za nazistowski totalitaryzm nie może być relatywizowana, nie wynika, że w Polsce rzeczywiście nie było agresywnego (choć nie ludobójczego) antysemityzmu, zwłaszcza w latach 30., kiedy polski faszyzm przesuwał się do ówczesnego politycznego mainstreamu.
(Za?) ostry tytuł
Zostawmy jednak Niemców, a zajmijmy się Polską pod piórem polskich autorów - Polską antysemicką przed wojną, w jej trakcie i po niej. Taką Polskę wziął na warsztat Stefan Zgliczyński, publicysta związany z polską edycją „Le Monde diplomatique”, w książce „Jak Polacy Niemcom Żydów mordować pomagali”.