Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Fryderyki po reformie

Sukces Koteluk, pech Peszek

Fryderyki po kuracji odchudzającej okazały się szczęśliwe dla debiutantki Meli Koteluk.

W warszawskim Teatrze Polskim rozdano – na dość skromnej gali – nagrody krajowego przemysłu fonograficznego. Katarzyna Nosowska, dotąd regularna zdobywczyni Fryderyków i rekordzistka w tej dziedzinie (łącznie 29 nagród solo lub w grupie), nie dostała żadnej statuetki, mimo że w dwóch kategoriach był nominowany jej zespół Hey. Ale pewien rozkład sympatii pozostał. Największy sukces odniosła młoda wokalistka, która wprost odwołuje się do stylistyki Nosowskiej, czyli Mela Koteluk. W kategoriach rozrywkowych zdobyła dwie nagrody (Debiut roku i Artysta roku), trzecia (Album roku) powędrowała do grupy T. Love za płytę „Old Is Gold”, a czwartą (Piosenka roku) otrzymała Monika Brodka dzięki swojemu przebojowi „Varsovie”. Chyba tylko ten ostatni wybór w kontekście całego roku nie był niespodzianką.

Wśród ważniejszych wyborów Akademii Fonograficznej mieliśmy jeszcze statuetkę dla Rafała Blechacza za płytę z utworami Debussy'ego i Szymanowskiego (Album roku – muzyka poważna) i dla Atom String Quartet, nagrodzonych już w zeszłym roku za debiut (tym razem wygrali w kategorii Album roku – jazz). Małym przełomem w jazzowej sekcji, dotąd bardzo spóźnionej w stosunku do zmian na rynku, wydaje się nagroda za debiut dla Piotra Damasiewicza.

Akademia to ciało z dużą nadwagą wyrażaną w liczbie uczestniczących w wyborach osób (ponad 780 osób w samej tylko sekcji muzyki rozrywkowej – klasyka i jazz mają oddzielne grona), dziś zatem podlega niemal tak zaskakującym wahaniom jak sama publiczność. Stopień zaangażowania w rynek muzyczny zbieranych przez lata członków bywa też bardzo różny. Tegoroczna reforma nagrody okazała się swego rodzaju kuracją odchudzającą, ale objęła tylko liczbę kategorii.

Reklama