Zanim przeklną nas dzieci
Recenzja filmu: "Zanim przeklną nas dzieci", reż. Jean-Paul Jaud
Do prężnie działającej frakcji szerzącej apokaliptyczną wizję zagłady pod wpływem zanieczyszczenia środowiska należy niewątpliwie Francuz Jean-Paul Jaud. Reżyser wyjątkowo nieutalentowany, ale do propagandy nadający się znakomicie. Jego dokument „Zanim przeklną nas dzieci” straszy katastrofalnymi skutkami zastosowania środków chemicznych przy produkcji żywności. Owoce, warzywa, a także ziemia, lasy, rzeki i łąki trują ludzi na potęgę, czego dowodem zawartość toksycznych składników nie tylko w roślinach uprawnych, ale i w każdym nieomal produkcie. Od smakowitej parówki nafaszerowanej groźnymi konserwantami, po chrupiący chleb skażony przeciwutleniaczami.
W filmie padają też ostrzeżenia przed psychicznymi schorzeniami (neurozy, depresje, otępienia) a nawet zniekształceniami ciała i nowotworami wywołanymi spożywaniem nieorganicznego jedzenia. Na które – jak na razie - zapadają głównie rolnicy zajmujący się uprawami na przemysłową skalę (mają najwięcej bezpośredniego kontaktu z nawozami i środkami owadobójczymi). Przykładowo w miasteczkach Gard i Barjac w Langwedocji liczba chorych niepokojąco wzrosła, co Jaud ochoczo uogólnia przytaczając szokujące dane UNESCO. Okazuje się, że rocznie 100 tysięcy osób na naszej planecie umiera z powodu skażenia środowiska. W ciągu ostatniego półwiecza statystycznie zawartość plemników w spermie spadła o 50 proc. Za to liczba nowotworów u dzieci rośnie w tempie 1,1 proc. rocznie. A wszystko to z powodu pestycydów, modyfikowanej genetycznie żywności i środków chemicznych pakowanych nam do żołądka.
Sławiąc manufaktury, w których dziarscy farmerzy zasadzają ekologiczne truskawki i cieszą się z każdego listka zdrowej sałaty wyhodowanej w przydomowym ogródku, Jaud nie zadaje sobie trudu, by zastanowić się, co by się stało gdyby ekoplantację dopadła plaga szarańczy lub inna zaraza, której bez pryskania wytępić się nie da.