Tristan był Polakiem
Recenzja książki: Maria Kuncewiczowa, "Tristan 1946"
"Tristan 1946" Marii Kuncewiczowej to powtórka celtyckiego mitu o Tristanie i Izoldzie, a zarazem próba spojrzenia na skomplikowane losy ludzkie tuż po II wojnie światowej. Powieść psychologiczna, powieść o miłości, ale i obrachunek z historią.
Maria Kuncewiczowa była przed wojną przede wszystkim autorką opublikowanej w 1936 r. „Cudzoziemki”. Ta powieść do dziś zresztą nie zbladła. Przejmująca jest zwłaszcza psychologia Róży, kobiety niekochającej i niekochanej, która zadręcza swoje dzieci i rani bliskich w obawie, by nie zraniono jej bardziej. To bardzo odważna próba opisania postaci zaprzeczającej mitowi dobrej, kochającej matki, który w naszej kulturze odgrywa pierwszorzędną rolę, także z powodów religijnych.
W 1939 r. Kuncewiczowa wraz z mężem opuściła Polskę i prawie natychmiast spadły na nią poważne zobowiązania: jako wiceprezes Polskiego Pen Clubu najpierw w Paryżu, potem w Londynie, robiła wszystko, co tylko możliwe, by sprawa polska stała się na świecie bardziej zrozumiała, by łączono z nią uczucia, na jakich nam zależy, i by polscy pisarze nie zostali bez pomocy. To była ciężka praca i trudna próba, w trakcie której udało się zyskać w Wielkiej Brytanii wielu sojuszników i przyjaciół, ale nie udało się wpłynąć na zasadnicze rozstrzygnięcia polityki alianckiej dotyczącej Polski.
Tuż po zakończeniu wojny pisarka wycofała się na pewien czas z aktywności, osiadła z mężem w Kornwalii, z daleka od wiecznie rozdyskutowanego polskiego Londynu, gdyż i jej nie ominęły zarzuty, że była zbyt ugodowa. Spacerując z mężem wzdłuż wybrzeża, patrząc w morze, po którym niegdyś mieli żeglować bohaterowie celtyckiego mitu, wymarzyła sobie powieść o współczesnym Tristanie, który mógłby być młodym Polakiem. Izolda będzie więc młodą Irlandką, która poślubia króla Marka.