Czas nie istnieje. Ruch i zmiana jest złudzeniem. To nie żart. To poważna hipoteza, której delikatną, wyrafinowaną konstrukcję od prawie 40 lat (jakkolwiek rozumieć ten termin) odkrywa urodzony w 1937 r. Julian Barbour.
Naukowa ścieżka, którą obrał ten fizyk brytyjski, początkowo niczym nie różniła się od innych podobnych. Studiował. W 1968 r. na Universität zu Köln obronił doktorat z fizyki. Chcąc jednak uniknąć syndromu „publikuj albo giń” (publish or perish) i mając na utrzymaniu rodzinę, zdecydował się pracować niezależnie. Zamieszkał w College Farm – rodzinnym domu położonym 30 km na północ od Oksfordu. Przez blisko 40 lat zarabiał tłumaczeniami z rosyjskiego, badając jednocześnie fundamentalne pojęcia fizyki. Napisał dwie poświęcone temu, nieprzetłumaczone na polski, książki – potężną „The Discovery of Dynamics” i „The End of Time”. Dziś Barbour jest zapraszany na seminaria w najlepszych ośrodkach fizyki teoretycznej, takich jak Perimeter Institute w kanadyjskim Waterloo. Wykłada na University of Oxford. Niedawno otrzymał solidne finansowe wsparcie ze strony FXQi (POLITYKA 49/10), instytucji promującej nieszablonowe ataki na podstawy nauk ścisłych.
- Czas powrócić do poważnych rozmów na tematy najprostsze - mówi Barbour. Na przykład do czasu. Kiedy Newton obmyślał swoje prawa mechaniki, założył, że czas i przestrzeń są absolutne. Czas miał tykać jak w zegarze, którym jest Wszechświat, zaś newtonowska przestrzeń była realnie istniejącą ramą wszelkich zdarzeń. W XIX w. Ernst Mach, austriacki fizyk i filozof, zauważył, że - mówiąc w skrócie - ruch i czas są pojęciami względnymi, oraz że absolutna przestrzeń to fikcja. Z pomysłu tego skorzystał Albert Einstein, tworząc ogólną teorię względności - jedną z dwóch najważniejszych naukowych koncepcji ostatniego wieku.