Stanisław Bajtlik: – Panie profesorze, pańska kariera naukowa rozpoczęła się w chwili narodzin nowoczesnej kosmologii, niemal pół wieku temu. Patrząc z tej perspektywy, które odkrycia w astronomii i astrofizyce uznałby pan za przełomowe?
Martin Rees: – Odkrycie kwazarów, pierwszych dowodów na generowanie energii z grawitacji, możliwość obserwowania odległych obiektów i śledzenia w ten sposób ewolucji Wszechświata. Oczywiście, odkrycie mikrofalowego promieniowania tła oraz zwartych obiektów, takich jak gwiazdy neutronowe czy czarne dziury. Szczególne znaczenie miała zbieżność trzech rzeczy: pierwsza to wymienione odkrycia. Druga to przełom w badaniach teoretycznych w teorii względności, zapoczątkowany przez Rogera Penrose’a, który zastosował nowe metody matematyczne, co odrodziło zainteresowanie tą teorią. Trzecią były nowe okna obserwacyjne, nie tylko radioastronomii, lecz także technik kosmicznych: pierwsze obserwacje w zakresie rentgenowskim, a potem w ultrafiolecie, w zakresie gamma. Ta koincydencja sprawiła, że lata 60. były tak wyjątkowe.
W tym czasie nie pojawiły się jednak żadne nowe, naprawdę wielkie i przełomowe idee. Wszystko wymyślono wcześniej.
To prawda. Niemal cała astrofizyka posługuje się dobrze już ugruntowanymi teoriami fizycznymi, podobnie jak np. geofizyka. Różnica jest taka, że w astrofizyce mamy do czynienia ze skrajnymi warunkami fizycznymi, których zwykle nie da się odtworzyć w laboratorium. Stosowanie teorii fizycznych jest więc większym wyzwaniem.
University of Cambridge, pańska alma mater, jest wyjątkowy w skali światowej.