Kindersztuba to wyniesione z domu staranne wychowanie, umiejętność zachowania się w rozmaitych sytuacjach, ogłada. W powszechnym odczuciu słowo to brzmi groźnie i rygorystycznie. Może dlatego, że pochodzi z twardo brzmiącego języka niemieckiego. Może kindersztuba kojarzy się z większą konsekwencją w przestrzeganiu norm? W samym słowie (kinder – dziecko, stub – pokój) kryje się sugestia, że zasady dobrego zachowania wynosi dziecko ze swojego pokoju, który jest symbolem dzieciństwa i domu rodzinnego. W dzieciństwie, to jasne, człowiek najmocniej nasiąka zasadami. Przejmuje takie standardy zachowań, jakie widzi w domu. Być może kiedyś, gdy już będzie dorosłe, niektóre zachowania będzie starało się zmienić. Ale nawyki mają to do siebie, że bardzo trudno je zmieniać. Więc ten dziecięcy pokój jest zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym rozumieniu brzemieniem na całe życie.
Dziecko w swoim ograniczonym świecie nabywa takich zachowań, jakie reprezentują bywalcy tego świata: mama, tata, babcia i dziadek. Uczy się poprzez naśladownictwo. Raczej trudno sobie wyobrazić sytuację, kiedy ojciec nieprzepuszczający matki w drzwiach będzie opowiadał synowi, że ten powinien otwierać drzwi przed kobietą. Gdyby nawet opowiadał, to owo otwieranie drzwi przez syna nie będzie nawykiem, tylko zachowaniem sporadycznym i uwarunkowanym sytuacyjnie, nastawionym na korzyść. Rodzic nie może uczyć zasad dobrego zachowania teoretycznie, nie stosując ich we własnym życiu.
W sumie zatem nie można właściwie obstawać lub nie obstawać przy tradycyjnej kindersztubie. Można zachowywać się prawidłowo i konsekwentnie wymagać tego od dziecka.
Na wpojenie dobrych manier i przyzwoitego zachowania jest tylko jeden sposób: własny wzór. Dziecko przejmuje takie standardy, jakie widzi w domu.
Reklama