Na swoją marną opinię jaja białe zapracowały jeszcze w PRL. Niosły je kury w pegeerach, zdarzało się, że niekarmione przez dwa, trzy dni, gdy pracownicy ukradli paszę. Albo zapomnieli wlać wody w poidła. Zanim jaja trafiły do sklepu, mijało trochę czasu, co także nie poprawiało ich smaku. Prof. Stanisław Wężyk, najlepszy w kraju specjalista od jaj, zapewnia jednak, że barwa skorupki jest cechą wyłącznie genetyczną. Dlatego jaja białe produkują fermy, których odbiorcą jest przemysł przetwórczy, a brązowe takie same fermy sprzedające jaja do handlu.
Rasa, a właściwie zestaw cech genetycznych, wynika z oczekiwań konsumentów. Tylko przed Wielkanocą jaja białe, zamiast na masę jajową, jadą do sklepów na pisanki. Niektórzy dostawcy dołączają do nich komplet farb, dzięki którym opakowanie sprzedaje się za zupełnie inne pieniądze. Producenci brązowych mówią o nich wtedy: cwaniacy. I kombinują, żeby w następnym roku tak ustawić cykl produkcyjny, żeby przed Wielkanocą wypuścić partię białych. Też z farbkami.
Inne gusta mają Amerykanie. Ci preferują wyłącznie białe skorupki, żeby było na nich widoczne każde zabrudzenie. To jajko zdyskwalifikuje. W Polsce, na bazarach, lepiej widziane są jajka z koszyka, na sieczce, czasem celowo pomazane kurzymi odchodami. Żeby sprawiały wrażenie bardziej ekologicznych. We Francji czy w Niemczech ekologiczne jest wyłącznie to, co posiada odpowiedni certyfikat. Kategoria jaja od chłopa pozostaje nieznana, bo wszystkie jajka znoszone są w profesjonalnych kurnikach.
Jajek w Polsce nie brakowało nigdy, nawet wtedy, gdy żywność była na kartki. Drobiarze więc jako pierwsi musieli zacząć liczyć się z klientem.