Plantatorzy uprawiający odmianę burley, stanowiącą 40 proc. polskiego tytoniowego areału, żyją ostatnio w lęku. Unijna Dyrekcja Generalna ds. Zdrowia i Ochrony Konsumentów (DG SANCO) przygotowała kolejny pakiet zmian dyrektywy tytoniowej. Jej celem jest ochrona zdrowia obywateli UE przed zagrożeniami, jakie niesie nikotyna. Tym razem na celowniku znalazły się między innymi substancje dodawane do tytoniu w trakcie produkcji papierosów. Chodzi o ich eliminację, zwłaszcza tych, które podnoszą atrakcyjność papierosów. Nasycane sztucznymi aromatami zdaniem ekspertów są szczególnie kuszące dla młodzieży wciągając ją w nikotynowy nałóg.
Co jednak wspólnego ma tytoń burley z dodatkami aromatycznymi? Plantatorzy tytoniu i producenci papierosów przekonują, że wiele. Otóż liście odmiany burley w trakcie suszenia tracą naturalny cukier i stają się kruche. Dlatego muszą być podczas obróbki sztucznie nasycone cukrowym roztworem, by nadawały się do dalszych etapów produkcji. Jeśli zostanie wprowadzony restrykcyjny zakaz stosowania wszelkich dodatków, w tym i cukru, z burleya będziemy musieli zrezygnować – twierdzą producenci.
– Ok. 90 proc. papierosów produkowanych w Europie, a niemal 100 proc. w Polsce, wytwarzanych jest z mieszanki american blend. Tworzą ją trzy gatunki: virginia, burley i tytoń orientalny. Bez burleya nie ma mowy o produkcji dotychczasowych marek papierosów – wyjaśnia dyrektor Marcin Wiktorowicz z British American Tobacco Poland. A to dla rynku papierosowego oznacza prawdziwe trzęsienie ziemi.
– Realizacja zapowiadanych zmian w dyrektywie tytoniowej grozi nieobliczalnymi konsekwencjami.