KorporoboPolacy
Korporacje to doświadczenie masowe. I coraz bardziej intensywne
Przywykliśmy myśleć, że korporacje to rodzaj egzotycznego ekstremum. Surwiwal w białych kołnierzykach, w eleganckim biurze. Zwykle na własne życzenie i za niezłe pieniądze. Tymczasem okazuje się, że korporacje to już doświadczenie masowe. I coraz bardziej intensywne.
Przez korporacje przewinęło się już ponad 5 mln Polaków, co trzeci spośród wszystkich pracujących. A będzie ich więcej, bo koncerny pęcznieją. Rosną wszyscy – od producentów proszków do prania, kosmetyków czy żywności (jak na przykład Unilever czy Procter and Gamble), poprzez banki czy producentów urządzeń (Citi, Deutsche, HP), po firmy zajmujące się doradztwem (PricewaterhouseCoopers, Ernst and Young). Te, które 10 lat temu zatrudniały około tysiąca osób, dziś mają zwykle około 3 tys. pracowników. Wielkich firm, zatrudniających więcej niż tysiąc osób, jest już w Polsce ponad 3 tys.: oddziały światowych korporacji, ale i polskie niegdyś firmy, będące teraz ich własnością. Firmy po fuzjach – wchłonięte, pożarte.
Styl pracy jest wszędzie taki sam – korporacyjny. I wszędzie styl ów podlega podobnym przemianom. Korporacje przyspieszyły. Jeszcze parę lat temu szefostwo zbierało się z pracownikami raz w miesiącu, żeby rozliczyć ich z wyników pracy. Teraz w wielu miejscach ten rytm zmienił się w cotygodniowy. Przez lata pracowało się w korporacji średnio po pięć, sześć lat. Nowych pracowników firmy zatrudniają już tylko na dwa: do konkretnego projektu.
Dzięki korporacjom w ciągu ostatnich trzech lat powstało 50 tys. nowych miejsc pracy. Już nie w biurach ze szklanymi windami, w centrach miast, lecz ogromnych blaszakach, zwanych przez pracowników kurnikami. Po horyzont – biurka w boksach.
Jednocześnie korporacje wróciły na czoło list firm, w których Polacy najbardziej chcieliby się zatrudnić.