Opisana przez nas (POLITYKA 20) sprawa Noaha Rosenkranza, który na czterech prywatnych uczelniach na podstawie kserokopii fałszywych dyplomów został zatrudniony jako profesor doktor habilitowany, wzbudziła żywe zainteresowanie czytelników. Odezwała się m.in. studentka, która miała z nim zajęcia: „Wydawał się od początku bardzo sympatyczny. Jego wykłady sprowadzały się głównie do kazusów, opowieści z życia wziętych. On zaczynał opowiadać historię, a my szukaliśmy rozwiązań, czy dane postępowanie jest zgodne z prawem, normami. Czasami kazusy pozostawały bez odpowiedzi. Zazwyczaj jednak naprowadzał nas na właściwe tory. Wykłady były ciekawe i prowadzone w przystępny sposób. (…) Profesor był wymagający. Każdy musiał przedstawić jakiś mały referacik. Dopiero to pozwalało przystąpić do egzaminu. (...) Profesor był lubiany i sprawiał wrażenie profesjonalisty”.
Zdziwiło ją jednak, że „tak utytułowana osoba nie istnieje w sieci”. Co prawda znalazła spis publikacji Noaha Rosenkranza na stronie Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach, ale nie mogła do nich dotrzeć. Dzięki nim natrafiła jednak na stronę Wyższej Szkoły Zarządzania i Prawa im. Heleny Chodkowskiej w Warszawie, gdzie widniało zdjęcie prof. Rosenkranza! Tylko że tutaj nazywał się Mariusz Korniłowicz; też był doktorem habilitowanym prawa i profesorem uczelnianym! Podzieliła się swoim odkryciem z koleżankami. Studentki jednak przemilczały ten fakt w obawie przed ewentualnymi nieprzyjemnościami, wychodząc z założenia, że z profesorami nie warto zadzierać.