Kierownik pierwszoligowej drużyny piłkarskiej Termalica Bruk-Bet Nieciecza zawsze ma kłopot, kiedy pytają go, przy jakiej ulicy jest stadion klubu. Wymijająco odpowiada, że nie sposób go nie zauważyć. Co jest prawdą. Ale jednocześnie nie jest obietnicą gry na gigantycznym obiekcie. W Niecieczy (Małopolska, powiat tarnowski, gmina Żabno) nie ma nazw ulic, bo ulica właściwie jest tylko jedna, choć mocno kręta.
Kiedy klub zaczął błyskawiczną podróż z ligi okręgowej do wyższych, przy wjeździe do wsi postawiono kierunkowskaz z napisem centrum. Podążając za nim, można zrobić sporą pętlę i wyjechać 400 m dalej, mijając po drodze dwa sklepy, pomnik poległych, szkołę, ładną rzeźbę Jana Pawła II i stadion wkomponowany pomiędzy kościół a cmentarz. Całość w szczelnej otoczce kukurydzianych pól. Stąd pierwsze relacje o zwycięstwach piłkarzy z Niecieczy zatytułowano „Łomot w kukurydzy”. A piłkarzy próbowano na meczach wyprowadzić z równowagi, krzycząc do nich „popcorny”. Tyle że w klubie nie ma ani jednego zawodnika, który urodził się w Niecieczy i jakoś nikt się do tych popcornów nie poczuwał.
Co do liczebności Niecieczy zdania są podzielone. Jedne źródła podają 725, a inne 733 mieszkańców. Spór został rozciągnięty również na kwestię liczby miejsc na trybunach stadionu. Branżowy dziennikarz, który podał w świat informację, że mieści on zaledwie 2 tys. widzów, spotkał się z zarzutem braku kompetencji. No bo jak można nie zauważyć jeszcze 224 krzesełek? W tym 60 skórzanych w loży VIP.
Zawsze po 11.30
Termalica produkuje pustaki z gazobetonu. Bruk-Bet robi kostkę brukową. A Termalica Bruk-Bet produkuje wynik w I lidze piłki nożnej. Bo u Witkowskich wszystko ma cel i wszystko czemuś służy. Tak Bóg stworzył świat. Przynajmniej tak to widzą Witkowscy.