Przeciwników właściwie nie było. Po rytualnych awanturach, towarzyszących podpisywaniu przez Polskę konwencji o zapobieganiu przemocy wobec kobiet, której zarzucano, że uderza w świętą instytucję rodziny – sprawa gwałtów przeszła bez hałasu. Tylko jeden poseł wstrzymał się od głosu. Prezydent podpisał. Za sześć miesięcy, po vacatio legis, polskie prawo dotyczące gwałtów radykalnie się zmieni.
Postępowanie będzie prowadzone z urzędu, co oznacza, że policja będzie miała obowiązek zbadać każdy sygnał o gwałcie, także uzyskany od osoby postronnej. Będzie musiała zadbać o zabezpieczenie materiału.
W liczbach
Policja szykuje się więc głównie na kłopoty. W tej branży świętością jest wykrywalność – przestępstw, a potem sprawców. Badacze zjawiska – kryminolodzy i psycholodzy – zgodnie szacują liczbę popełnianych gwałtów na 20–30 tys. rocznie, jednak policja przyjmowała dotąd niespełna 2 tys. zgłoszeń rocznie. Czy to oznacza, że teraz liczba śledztw w sprawach o gwałty wzrośnie wielokrotnie? Tego obawia się policja.
Gwałty bywają trudne dowodowo. Świadków zwykle brak. Lekarze nie są przygotowani do zabezpieczenia śladów. Materiał trudno zebrać bez udziału ofiary, przymusowo nie można zlecić badań czy obdukcji. A już dziś, gdy sprawy o gwałt bada się jedynie na wniosek pokrzywdzonej – a więc wówczas, gdy jest ona szczególnie zdeterminowana, współpracuje z policją, sama zadbała o zebranie materiału dowodowego – co trzecią sprawę finalnie umarza się z powodu niewykrycia sprawcy. Organizacje pozarządowe od lat narzekają więc, że policja nawykowo wręcz unika przyjmowania zgłoszeń i bagatelizuje przestępstwa na tle seksualnym.