Do niedawna należał do nich też Jarek Gowin, ale jakoś tak przestał, zrobił się niefajny. A może nawet zawsze taki był? W każdym razie parę dni temu siedziałem sobie spokojnie na tarasie, aż tu nagle wpadła mi w rękę gazeta, te gazety to chyba przynosi wiatr, bo przecież sam bym nigdy nie wpadł na pomysł, żeby się nimi aktywnie interesować, wręcz przeciwnie, wyścielam nimi kuwetę dla mojej kotki, gdyż są dość chłonne i pozwalają oszczędzić na piaseczku. W gazetach drażni zwłaszcza to, że chłoną w siebie wszystko, nawet najgorsze bzdurstwa i akty kompletnej autokompromitacji, w rodzaju tego, co naplótł właśnie poseł Gowin, bo to na jego zdjęcie padł mój wzrok, a następnie wgłębił się w to, co ma on nam do powiedzenia i czym postanowił się podzielić.
Sprawa jest dobrze znana, chodzi o homoseksualizm i wynikające zeń utrapienia, otóż Gowin wydaje się zaniepokojony pojawiającą się właśnie możliwością poprawy losu tych nieszczęsnych istot, do których sam należę i zresztą nie narzekam, świat już się całkiem nieźle dostosował do moich potrzeb, mieszkam w mieście stołecznym i cieszę się zasłużoną sławą, w związku z czym byle kto mi nie podskoczy. Chodzi natomiast o biednych chłopców z prowincji, wstydzących się, że istnieją, a zwłaszcza mężczyzn w sile wieku, starzejących się samotnie i niemających szans wyrwać się z kamiennego kręgu niechęci i uprzedzeń napędzanych przez znane, rwące się do mikrofonu osoby w typie Gowina, który uważa, że sam jest od nich o niebo lepszy, bo otacza go spora gromadka własnoręcznie spłodzonych pociech. Chodzi mi też o partię PO, stosunkowo, jak na polskie warunki, przyzwoitą, lecz cóż z tego, skoro reprezentujący ją oficjalnie Jarek Gowin odbiera jej ostatnich życzliwych wyborców, głosząc swoje farmazony.