Łyknąłem tylko ostentacyjnie z filiżanki dumny, że akurat pływa w niej kawa. I mimo że ani po jednej, ani po drugiej stronie barykady nie wierzy się już znowu aż tak bardzo w Boga, dychotomie w zwyczajach pozostały. Można więc snuć niekończące się rozważania i dzielić cały świat na pół.
Skłaniająca do leniuchowania wanna jest więc katolicka, a szybki prysznic o szóstej rano – jako przejaw surowszych obyczajów – protestancki. Oczywiście zimny, a wytrzeć należy się szorstkim ręcznikiem. Białe pieczywo – katolickie, czarne, pełnoziarniste – protestanckie. Proste, skandynawskie wzornictwo kontra ozdobna włoszczyzna. Lewicowy protestantyzm, prawicowy katolicyzm. Surowa Północ, rozleniwione Południe. I ta nieszczęsna Polska, jak zawsze gdzieś w pół drogi. Ani zachodnia, ani wschodnia, zbyt na Południe na Skandynawię, za bardzo na Północ na hiszpańskie rozleniwienie i sjestę włoskich miasteczek.
Trzeba jednak przyznać, że jemy coraz więcej czarnego chleba, a ci, którzy się odchudzają, wiedzą dokładnie, co mam na myśli. Bo wszystko, co modne, napływa ze Skandynawii i tak Polska, nie ruszając się z miejsca, pod wpływem między innymi lektury miliona skandynawskich kryminałów dryfuje niepostrzeżenie na Północ. I dobrze.
Ponieważ jedzenie słodyczy, a już osobliwie pączków jest niesłychanie wprost katolickie, pozwalam sobie na nie tylko raz do roku, na co dzień kontentując się czarnym chlebem. Jeżdżenie na rowerze – a jakże! – czysta Holandia, protestantyzm. Bieganie – też. Winda – katolicyzm, wchodzenie po schodach – pro.
Szymon Hołownia wyznał niedawno, że zaczyna się czas prześladowań katolików w Polsce.