Artykuł został opublikowany w POLITYCE w grudniu 2011 r.>>>
Już połowa Szkotów chce, by ich kraj odłączył się od Wielkiej Brytanii. Na czele z popularnym premierem Alexandrem Salmondem, który obiecuje referendum nad niepodległością. Premier Alexander Salmond ma charyzmę. Przyznają to nawet w Londynie, a cóż dopiero w Edynburgu. – To polityk niezwykle inteligentny, jedyny w Szkocji o kalibrze światowym – mówi Szkot Neal Ascherson, znany dziennikarz i pisarz. – I to dlatego, że wie, czego chce: szkockiej niepodległości. Do tego celu zmierza powoli, cierpliwie i umiejętnie. Dziś jako pierwszy minister, de facto premier Szkocji, wcześniej jako lider Szkockiej Partii Narodowej (SNP).
57-letni Salmond długo i ciężko pracował na swoją pozycję. Nie wyglądało, że wejdzie ze swoim hasłem do głównego nurtu polityki szkockiej czy brytyjskiej. Establishmentom hasła niepodległościowe pachną zdradą. Znawca polityki szkockiej Iain Macwhirter pisze z przekąsem, że widmo Salmonda krąży nad Szkocją. Dlatego prasa londyńska porównała go do dyktatora Zimbabwe Roberta Mugabe i nazwała politykiem o podwójnej osobowości. Niby uśmiechnięty swój chłop, a w istocie chytry gracz.
Laburzyści, którym SNP odebrała sporo wyborców, już w latach 90. przedstawiali Salmonda jako skrzyżowanie włoskiego separatysty Umberto Bossiego z osławionym Slobodanem Miloševiciem, przywódcą serbskim. Autorzy tych porównań nie zdają sobie sprawy, że obrażają nie tylko Salmonda, ale też samych Szkotów. Salmond nie wzywa do wojny z Anglią, nie chce odrywać Szkocji od Zjednoczonego Królestwa siłą ani spiskowym fortelem.